Pogoń Szczecin zaliczyła fantastyczny finisz późnej ligowej jesieni i wygrała cztery ostatnie spotkania z rzędu. To najlepszy wynik w trwającym stuleciu i spora szansa na to, żeby zimować na podium, a w całym sezonie powalczyć o coś więcej niż tylko awans do grupy mistrzowskiej i dostarczanie w niej punktów.
- Na razie skupiamy się na tym, żeby dostać się do ósemki - mówi Frączczak. - Gdy już się uda, to wiadomo, że nie będziemy chcieli powtórzyć tego co było w dwóch poprzednich sezonach i postarać się o znacznie lepszy wynik.
Portowcy znakomicie finiszowali, ale w ostatnich tygodniach byli już mocno pokiereszowani. Jeśli wiosna ma być równie udana, to teraz ruch należy do działaczy, którzy muszą zakasać rękawy i odpowiednio wzmocnić zespół.
- W każdym zespole potrzebna jest świeża krew. Jestem jak najbardziej za tym, żeby w drużynie była rywalizacja, ponieważ pozwala się to ciągle rozwijać - mówi 28-latek. - W końcówce rundy tego nam brakowało. Kadra z powodu kontuzji była bardzo wąska i zmian było niewiele.
Sam Frączczak jesienią był jednak absolutnie niezniszczalny. Nie zagrał tylko w jednym spotkaniu z powodu kontuzji (3:1 z Piastem), a poza tym zaliczył maksymalną ilość minut. Zawsze wychodził w pierwszym składzie i nigdy nie został zmieniony. Nie zmieniło się także to, że 28-latek znowu był rzucany po wszystkich możliwych pozycjach. Począwszy od prawej obrony, kończąc na ataku.
- Ciągle brakuje mi jeszcze zajęcia miejsca między słupkami, ale ja zawsze chciałem być bramkarzem, więc kto wie. Śmiejemy się, że jak nasz bramkarz dostanie czerwoną kartkę w meczu, to ja wezmę rękawice i go zastąpię - mówi. - Chciałbym stabilizacji, ale na wigilii klubowej nikt jednak nie życzył mi stałej pozycji na boisku, także w najbliższym czasie chyba się tego nie doczekam - kończy z uśmiechem Frączczak.