Trener Pogoni Szczecin chce pójść w ślady swojego syna

Przed Pogonią Szczecin dwa ostatnie mecze w tym roku. Wymarzony cel to oczywiście podwojenie dorobku z ostatnich spotkań z Lechią Gdańsk i Górnikiem Łęczna, a więc dopisanie sobie sześciu punktów.

Trener Pogoni Szczecin, Czesław Michniewicz zawsze na chłodno podchodzi do każdego kolejnego spotkania i stara się zbędnie nie "pompować" przysłowiowego balonika. W piątek wyzwanie rzucił mu jednak syn.

- Po treningu dostałem wiadomość sms od młodszego syna. Powiedział, że pisał test szóstoklasisty i zdobył trzydzieści pięć punktów na czterdzieści możliwych. Odpisałem mu, że ma w takim razie większy dorobek od Pogoni i też chciałbym mieć tyle na koniec roku - śmieje się Michniewicz. - On nie dał się jednak zaskoczyć i odpowiedział, że skoro teraz mamy 30, to przy dwóch spotkaniach taki wariant jest niemożliwy. Do zdobycia mamy więc sześć oczek.

Szkoleniowiec Dumy Pomorza podobnie jak jego syn dobrze radzi sobie z rachunkami i wie, że szczególnie jesienią każdy zdobyty punkt jest na wagę słowa. Jeśli w dwóch ostatnich tegorocznych spotkaniach uda się zasilić konto przynajmniej czterema oczkami, wiosną nawet delikatny kryzys nie powinien zepchnąć Pogoni z obranego kursu.

- Jesteśmy zarazem blisko i daleko od celu jakim jest czołowa ósemka - tłumaczy trener. - Śledziłem ostatnio jak tabela wyglądała w ostatnich latach. Na przykład Jagiellonia Białystok w ubiegłym sezonie najwięcej punktów zdobyła zdecydowanie jesienią. Wiosną, w rundzie zasadniczej ugrała ich już znacznie mniej. Potem okazało się, że to i tak wystarczyło do brązowego medalu. Teraz jest więc o co grać.

W sobotnim meczu z Podbeskidziem Bielsko-Biała każdy inny wynik niż zwycięstwo zostanie odebrany jak porażka, ale Michniewicz nie zamierza sobie dopisywać kompletu punktów przez pierwszym gwizdkiem Marcina Borskiego.

- Absolutnie nie czujemy się faworytem, ani w sobotę, ani w piątek w Krakowie - mówi. - Dla mnie oraz moich zawodników takie rzeczy nie mają większego znaczenia. Kiedy ktoś kreuje cię na tego lepszego, to siłą rzeczy zmienia się nastawienie w stosunku do rywala, a tego chcemy uniknąć.

Copyright © Gazeta.pl sp. z o.o.