Stadion Śląski. Henryk Wieczorek: Ruch i Górnik potrzebują się nawzajem

- Bez Stadionu Śląskiego nie byłoby polskiej i śląskiej piłki. Nie byłoby medali mistrzostw świata i igrzysk olimpijskich. Nie byłoby mistrzowskich tytułów Ruchu Chorzów i Górnika Zabrze - podkreśla Henryk Wieczorek, medalista mistrzostw świata i igrzysk olimpijskich.

Facebook?  | A może Twitter? 

Wreszcie kończy się modernizacja Stadionu Śląskiego w Chorzowie. Za rok o tej porze budowlańcy mają opuścić mury obiektu. Potem jeszcze kilka miesięcy na kontrole i techniczne odbiory i latem 2017 r. ma nastąpić huczne otwarcie. O to, ile Stadion Śląski znaczył dla polskiej piłki, a także jak wyobraża sobie przyszłość tego obiektu zapytaliśmy Henryka Wieczorka - piłkarza, a potem trenerem, który w czasie kariery połączył Ruch Chorzów i Górnika Zabrze.

Wojciech Todur: Myśli Pan "Stadion Śląski" i pierwsze skojarzenie?

Henryk Wieczorek: - To moje miejsce. Lata mojej młodości. To właśnie tutaj, w szkółce Stadionu Śląskiego w Chorzowie, zaczęła się moja przygoda z piłką, która zaprowadziła mnie z czasem na igrzyska olimpijskie i po mistrzostwo Polski. Ile to już lat minęło? Pierwszy trening zaliczyłem na Śląskim w roku 1962. Aż trudno uwierzyć.

Nie wszyscy myślą o Śląskim z takim sentymentem. Wypomina się setki milionów złotych jakie zainwestowano w jego modernizację. Przedłużający się w nieskończoność remont.

- Mieszkam nieopodal Śląskiego. Widzę go ze swojego okna. Te ostatnie lata, gdy modernizacja została wstrzymana z powodu wady elementu, który miał stabilizować konstrukcję dachu, były dla mnie okropne. Wiele razy musiałem wtedy wysłuchiwać przykrych słów moich sąsiadów, czy znajomych. "A dlaczego oni tego stadionu nie zburzą!", "A na co on komu!" - powtarzało się, a mnie krwawiło serce.

Bez tego stadionu nie byłoby polskiej i śląskiej piłki. Nie byłoby medali mistrzostw świata i igrzysk olimpijskich. Nie byłoby mistrzowskich tytułów Ruchu Chorzów i Górnika Zabrze.

Temu miejscu należy się olbrzymim szacunek. Cieszę się, że powoli zbliża się dzień, gdy znowu otworzy trybuny przed kibicami.

Jednak przed laty Śląski był w Polsce areną piłkarską numer 1, a teraz ma silną konkurencję w postaci nowych stadionów w Warszawie. Gdańsku, Wrocławiu i Poznaniu. Jak sobie z tym poradzić?

- Realia rzeczywiście są inne. Nie będziemy mieć już monopolu na organizowanie spotkań reprezentacji Polski, dlatego tym bardziej ważne jest, żeby Śląski miał swojego gospodarza. Potrzebny jest klub, który zapewni mu życie na co dzień.

Czyli Ruch Chorzów. Podoba się Panu pomysł przeniesienia niebieskich z Cichej na Stadion Śląski?

- Trudny temat. Był czas, gdy zadecydowanie opowiadałem się za budową nowego stadionu przy ul. Cichej. Będąc jeszcze przewodniczącym Rady Miasta w Chorzowie otrzymałem pismo od władz Ruchu. Jego przekaz był jasny. Prezes Dariusz Smagorowicz widzi przyszłość niebieskich na Stadionie Śląskim. W tej sytuacji zasadne stało się pytanie - Po co budować w mieście kolejny obiekt?

Wielkie kluby grają na wielkich stadionach. Niech Ruch dołączy do tego grona. Szkoda, że wzorem Turynu, Mediolanu, czy Monachium na Śląskim nie mogą grać na przemian dwa kluby.

Był przecież pomysł, żeby Śląski był też domem GKS-u Katowice.

- No właśnie o tym klubie myślę. Ale to się nie uda. Kibice mają za duży wpływ na to, co dzieje się w klubach. A fani Ruchu i GKS-u nigdy nie będą chcieli dzielić razem jednego stadionu. Szkoda, bo zdrowy rozsądek podpowiada, że to byłoby najlepsze rozwiązanie. Kibice kierują się jednak przede wszystkim emocjami.

Co Ruch Chorzów może zyskać dzięki przeprowadzce na Śląski?

- Na pewno wzrośnie prestiż klubu. Stanie się bardziej atrakcyjny dla sponsorów i reklamodawców. Na Cichej jest ciasno. Za ciasno dla firm, które lubią działać z rozmachem. Na Śląskim Ruch automatycznie stanie się najatrakcyjniejszym klubem na Śląsku. Najatrakcyjniejszym dla sponsorów, bo przecież wiadomo, że kibice chodzą swoimi drogami.

Przeciwnicy przeprowadzki argumentują, że Ruch nie ma aż tylu kibiców, żeby zapełnić trybuny giganta. Mają rację?

- Władze klubu zapewniają, że mają pomysł jak temu zaradzić. Tyle, że realia są dziś takie, że mecze Ruchu ogląda na Cichej około sześć tys. osób. To bardzo mało. Dziwię się, że kibice nie potrafią w większej liczbie docenić tego, że ich ukochany klub gra ciekawą i skuteczną piłkę. Za moich czasów byłoby to nie do pomyślenia. Średnia kręciła się wtedy wokół 20 tysięcy. Wierzę, że Ruch wciąż ma w sobie ten potencjał, żeby rozpalać emocje dziesiątek tysięcy sympatyków. Może to właśnie Śląski będzie takim zapalnikiem?

Zaskakuje pana postawa piłkarzy Ruchu?

- A kogo nie zaskakuje? Latem stracili kilku ważnych zawodników. Odeszli Filip Starzyński, Grzegorz Kuświk, Bartek Babiarz. Kontuzji doznał Michał Helik. Pół składu poszło w rozsypkę. Trener Waldemar Fornalik zbudował nowy zespół szybciej, niż można było się spodziewać. Zaskoczyli przede wszystkim młodzi. Zadziwia Mariusz Stępiński, który mimo młodego wieku przewinął się już przez wiele klubów, ale w żadnym z nich nie grał tak dojrzale i skutecznie.

Patryk Lipski sprawił, że nieodczuwalna jest strata Starzyńskiego. Młody zawodnik bardzo dobrze wywiązuje się z roli lidera drugiej linii. Równie ważną rolę odgrywają też zawodnicy starsi. W innych klubach skreśleni, czy niechciani. Którą to już młodość przeżywa Łukasz Surma?

Surma to ciekawy przypadek. Rekordzista w liczbie rozegranych ligowych meczów. Przekroczył już liczbę 500. spotkań i wcale nie zamierza się zatrzymać. W pana czasach piłkarze schodzili jednak z boiska znacznie wcześniej.

- Ta granica wieku, czyli potencjalnego końca kariery cały czas się przesuwa. W moich czasach piłkarz trzydziestoletni uchodził już za emeryta. Gracza, który powoli schodzi już z piłkarskiej sceny. Dziś wygląda to zdecydowanie inaczej. Mądrzy, dobrze prowadzący się zawodnicy, potrafią wydłużyć swoją karierę i z powodzeniem grać nawet do czterdziestki. Surma może nie biega już tak szybko jak kiedyś i może czasami brakuje mu też sił. Ma jednak serce do gry i doświadczenie. Piłka go szuka. Dużo na boisku przewiduje. Myślę, że po zakończeniu tego sezonu jeszcze przedłuży umowę z Ruchem.

A co pan powie o Górniku Zabrze? Aż tak dobrze mu się nie wiedzie.

- To drugi bliski mi klub. Spędziłem w Zabrzu siedem lat. Wybiłem się tam do reprezentacji Polski. Górnik zawodzi, ale ostatnie tygodnie daję nadzieję, że coś tam drgnęło. Że w końcu ruszą w górę tabeli. Do ósemki pewnie już się nie wdrapią, ale liczę na spokojne utrzymanie.

Kibice muszą pamiętać, że Górnik i Ruch potrzebują się nawzajem. To właśnie ta lokalna rywalizacja nakręcała kolejne sukcesy i medale mistrzostw Polski. Liga bez Ruchu lub bez Górnika to rozgrywki do zapomnienia.

Teraz Ruch i Górnik są w cieniu Piasta Gliwice, lidera Ekstraklasy.

- Tej drużynie należą się olbrzymie słowa uznania. Na początku myślałem - pewnie tak, jak większość - że się wyszumieją, wygrają kilka spotkań i wrócą tam, gdzie ich miejsce, czyli do środka tabeli.

Piast jednak nie chce się zatrzymać. Trener Radoslav Latal stworzył dobrze rozumiejący się kolektyw. Ten zespół z tygodnia na tydzień dojrzewa. Sam kreuje swoich liderów. Przecież Kamil Vacek dopiero w Gliwicach osiągnął formę, która dała mu powołanie do reprezentacji Czech. Ten zespół nie powiedział jeszcze ostatniego słowa.

Będzie mistrzem Polski?

- Do tego jeszcze daleka droga. Ale tego, że sezon zakończą na podium jestem pewny. Piast gra wyrafinowaną piłkę. Widać w tym jakość. Oby tak dalej.

Więcej o:
Copyright © Agora SA