Wreszcie kończy się modernizacja Stadionu Śląskiego w Chorzowie. Za rok o tej porze budowlańcy mają opuścić mury obiektu. Potem jeszcze kilka miesięcy na kontrole i techniczne odbiory i latem 2017 r. ma nastąpić huczne otwarcie. O to, ile Stadion Śląski znaczył dla polskiej piłki, a także jak wyobraża sobie przyszłość tego obiektu zapytaliśmy Henryka Wieczorka - piłkarza, a potem trenerem, który w czasie kariery połączył Ruch Chorzów i Górnika Zabrze.
Henryk Wieczorek: - To moje miejsce. Lata mojej młodości. To właśnie tutaj, w szkółce Stadionu Śląskiego w Chorzowie, zaczęła się moja przygoda z piłką, która zaprowadziła mnie z czasem na igrzyska olimpijskie i po mistrzostwo Polski. Ile to już lat minęło? Pierwszy trening zaliczyłem na Śląskim w roku 1962. Aż trudno uwierzyć.
- Mieszkam nieopodal Śląskiego. Widzę go ze swojego okna. Te ostatnie lata, gdy modernizacja została wstrzymana z powodu wady elementu, który miał stabilizować konstrukcję dachu, były dla mnie okropne. Wiele razy musiałem wtedy wysłuchiwać przykrych słów moich sąsiadów, czy znajomych. "A dlaczego oni tego stadionu nie zburzą!", "A na co on komu!" - powtarzało się, a mnie krwawiło serce.
Bez tego stadionu nie byłoby polskiej i śląskiej piłki. Nie byłoby medali mistrzostw świata i igrzysk olimpijskich. Nie byłoby mistrzowskich tytułów Ruchu Chorzów i Górnika Zabrze.
Temu miejscu należy się olbrzymim szacunek. Cieszę się, że powoli zbliża się dzień, gdy znowu otworzy trybuny przed kibicami.
- Realia rzeczywiście są inne. Nie będziemy mieć już monopolu na organizowanie spotkań reprezentacji Polski, dlatego tym bardziej ważne jest, żeby Śląski miał swojego gospodarza. Potrzebny jest klub, który zapewni mu życie na co dzień.
- Trudny temat. Był czas, gdy zadecydowanie opowiadałem się za budową nowego stadionu przy ul. Cichej. Będąc jeszcze przewodniczącym Rady Miasta w Chorzowie otrzymałem pismo od władz Ruchu. Jego przekaz był jasny. Prezes Dariusz Smagorowicz widzi przyszłość niebieskich na Stadionie Śląskim. W tej sytuacji zasadne stało się pytanie - Po co budować w mieście kolejny obiekt?
Wielkie kluby grają na wielkich stadionach. Niech Ruch dołączy do tego grona. Szkoda, że wzorem Turynu, Mediolanu, czy Monachium na Śląskim nie mogą grać na przemian dwa kluby.
- No właśnie o tym klubie myślę. Ale to się nie uda. Kibice mają za duży wpływ na to, co dzieje się w klubach. A fani Ruchu i GKS-u nigdy nie będą chcieli dzielić razem jednego stadionu. Szkoda, bo zdrowy rozsądek podpowiada, że to byłoby najlepsze rozwiązanie. Kibice kierują się jednak przede wszystkim emocjami.
- Na pewno wzrośnie prestiż klubu. Stanie się bardziej atrakcyjny dla sponsorów i reklamodawców. Na Cichej jest ciasno. Za ciasno dla firm, które lubią działać z rozmachem. Na Śląskim Ruch automatycznie stanie się najatrakcyjniejszym klubem na Śląsku. Najatrakcyjniejszym dla sponsorów, bo przecież wiadomo, że kibice chodzą swoimi drogami.
- Władze klubu zapewniają, że mają pomysł jak temu zaradzić. Tyle, że realia są dziś takie, że mecze Ruchu ogląda na Cichej około sześć tys. osób. To bardzo mało. Dziwię się, że kibice nie potrafią w większej liczbie docenić tego, że ich ukochany klub gra ciekawą i skuteczną piłkę. Za moich czasów byłoby to nie do pomyślenia. Średnia kręciła się wtedy wokół 20 tysięcy. Wierzę, że Ruch wciąż ma w sobie ten potencjał, żeby rozpalać emocje dziesiątek tysięcy sympatyków. Może to właśnie Śląski będzie takim zapalnikiem?
- A kogo nie zaskakuje? Latem stracili kilku ważnych zawodników. Odeszli Filip Starzyński, Grzegorz Kuświk, Bartek Babiarz. Kontuzji doznał Michał Helik. Pół składu poszło w rozsypkę. Trener Waldemar Fornalik zbudował nowy zespół szybciej, niż można było się spodziewać. Zaskoczyli przede wszystkim młodzi. Zadziwia Mariusz Stępiński, który mimo młodego wieku przewinął się już przez wiele klubów, ale w żadnym z nich nie grał tak dojrzale i skutecznie.
Patryk Lipski sprawił, że nieodczuwalna jest strata Starzyńskiego. Młody zawodnik bardzo dobrze wywiązuje się z roli lidera drugiej linii. Równie ważną rolę odgrywają też zawodnicy starsi. W innych klubach skreśleni, czy niechciani. Którą to już młodość przeżywa Łukasz Surma?
- Ta granica wieku, czyli potencjalnego końca kariery cały czas się przesuwa. W moich czasach piłkarz trzydziestoletni uchodził już za emeryta. Gracza, który powoli schodzi już z piłkarskiej sceny. Dziś wygląda to zdecydowanie inaczej. Mądrzy, dobrze prowadzący się zawodnicy, potrafią wydłużyć swoją karierę i z powodzeniem grać nawet do czterdziestki. Surma może nie biega już tak szybko jak kiedyś i może czasami brakuje mu też sił. Ma jednak serce do gry i doświadczenie. Piłka go szuka. Dużo na boisku przewiduje. Myślę, że po zakończeniu tego sezonu jeszcze przedłuży umowę z Ruchem.
- To drugi bliski mi klub. Spędziłem w Zabrzu siedem lat. Wybiłem się tam do reprezentacji Polski. Górnik zawodzi, ale ostatnie tygodnie daję nadzieję, że coś tam drgnęło. Że w końcu ruszą w górę tabeli. Do ósemki pewnie już się nie wdrapią, ale liczę na spokojne utrzymanie.
Kibice muszą pamiętać, że Górnik i Ruch potrzebują się nawzajem. To właśnie ta lokalna rywalizacja nakręcała kolejne sukcesy i medale mistrzostw Polski. Liga bez Ruchu lub bez Górnika to rozgrywki do zapomnienia.
- Tej drużynie należą się olbrzymie słowa uznania. Na początku myślałem - pewnie tak, jak większość - że się wyszumieją, wygrają kilka spotkań i wrócą tam, gdzie ich miejsce, czyli do środka tabeli.
Piast jednak nie chce się zatrzymać. Trener Radoslav Latal stworzył dobrze rozumiejący się kolektyw. Ten zespół z tygodnia na tydzień dojrzewa. Sam kreuje swoich liderów. Przecież Kamil Vacek dopiero w Gliwicach osiągnął formę, która dała mu powołanie do reprezentacji Czech. Ten zespół nie powiedział jeszcze ostatniego słowa.
- Do tego jeszcze daleka droga. Ale tego, że sezon zakończą na podium jestem pewny. Piast gra wyrafinowaną piłkę. Widać w tym jakość. Oby tak dalej.