Liga Europejska. Lech Poznań musi wygrać i liczyć na prezent

- Gdyby nie remis z Belenenses, mielibyśmy dziś piłkarskie święto i walkę o awans, a tak pewnie zagramy z FC Basel o godne pożegnanie z Europą - uważa trener Lecha Poznań Jan Urban. Kolejorz, by wyjść z grupy Ligi Europejskiej, potrzebuje cudu, a takie cuda już się zdarzały.

Jeszcze kolejkę temu Lech Poznań miał otwartą drogę do awansu. Gdyby wygrał dwa ostatnie mecze w grupie, na pewno zagrałby wiosną w pucharach. Lechici sami skomplikowali swoją sytuację, gdy dwa tygodnie temu tylko zremisowali bezbramkowo z Belenenses w Lizbonie. - Trudno sobie coś zarzucać, ale gdzieś po głowie chodzi mi ten mecz z Belenenses. Gdyby tam wynik byłby inny, to mielibyśmy dzisiaj piłkarskie święto i mecz o awans do kolejnej rundy - mówi Jan Urban. - Można iść tym tropem, że nie zagraliśmy w Lizbonie najsilniejszym składem, ale mieliśmy wtedy też ważne mecze ligowe. Zresztą ja nie kieruję się nazwiskami, tylko dyspozycją piłkarzy - dodaje szkoleniowiec.

Teraz mistrz Polski musi już nie tylko pokonać FC Basel, ale też liczyć na to, że Portugalczycy pokonają na wyjeździe Fiorentinę, która przegrać nie może, bo odpadnie z rozgrywek.

Przede wszystkim jednak Kolejorz musi wygrać z mistrzem Szwajcarii, z którym przegrał przecież trzy dotychczasowe mecze w tym sezonie. Raz w Lidze Europejskiej, a wcześniej dwukrotnie w eliminacjach do Ligi Mistrzów. W tamtych spotkaniach Lecha prowadził jednak trener Maciej Skorża, a dla aktualnego szkoleniowca Jana Urbana będzie to dopiero pierwsze spotkanie z mistrzem Szwajcarii. - Nie przypominam sobie, żebym grał o punkty z drużynami z tego kraju. Pamiętam tylko sparingi w okresie przygotowawczym z FC Aarau, Young Boys Berno i Lucerną - wylicza szkoleniowiec, pod wodzą którego lechici wyraźnie odżyli. To właśnie z aktualną formą poznaniacy wiążą swoje nadzieje na czwartkowe zwycięstwo. - Nasz nastrój się zmienił, bo w lidze idzie nam całkiem nieźle - tłumaczy trener Urban. A Dawid Kownacki dodaje: - Każde zwycięstwo napędza zespół, a my jesteśmy już po kilku wygranych. Atmosfera w szatni jest dobra. Chcemy wygrać dla siebie i dla kibiców - zapewnia.

Kolejorz jest już jedną nogą poza pucharami, ale jego piłkarze nie tracą rezonu. - Wisła Kraków kiedyś już miała taką sytuację, gdy piłkarze po wygranej zostali na boisku w oczekiwaniu na wynik drugiego meczu i udało się, awansowali - przypomina Urban.

Szkoleniowiec Lecha miał na myśli sytuację z grudnia 2011 roku, gdy przed ostatnią kolejką Ligi Europejskiej Wisła miała sześć punktów i podobnie jak Lech zajmowała trzecie miejsce w tabeli. Żeby wyjść z grupy, musiała sama wygrać z pewnym już awansu Twente Enschede i liczyć na to, że Fulham nie wygra u siebie z Odense. W pewnym momencie polski zespół remisował 1:1 z Holendrami, a w Londynie gospodarze prowadzili 2:0. I co? Wisła zdobyła zwycięską bramkę, a Duńczycy, którzy nie mieli już szans opuścić ostatniego miejsca w tabeli, najpierw zmniejszyli straty do Fulham, a w doliczonym czasie wyrównali na 2:2. Ten wynik dał Wiśle awans!

Sytuacja Lecha jest jednak nieco trudniejsza. - Martwmy się o to, żebyśmy my wygrali - przestrzega trener Urban. - Gramy u siebie przeciwko drużynie, która ma już pewny awans, więc determinacja powinna być po naszej stronie. Nawet jeśli przyjdzie nam się pożegnać z Europą, to zróbmy to godnie i z honorem. A gdyby jakimś cudem udało się awansować, to byłby to wspaniały prezent dla nas i dla naszych kibiców na święta - dodaje.

Mecz Lecha z FC Basel rozpocznie się o godz. 21.05 na Inea Stadionie.

Więcej o:
Copyright © Gazeta.pl sp. z o.o.