Pogoń 04 remis wydarła w ostatniej sekundzie, ale punkt okupiła kontuzją Oleksandra Szamotija

Niedzielne popołudnie w Azoty Arenie zgodnie z oczekiwaniami obfitowało w masę emocji wszelkiego rodzaju. Pogoń 04 Szczecin wywalczyła punkt równo z gongiem kończącym mecz.

Po zwycięstwie nad Chrobrym Głogów 5:3, w niedzielę futsalistów Pogoni 04 Szczecin czekało znacznie trudniejsze zadanie, ponieważ do Areny przyjechał FC Toruń. Adam Jonczyk prosił po ostatnim meczu, aby kibice równie szczelnie zapełnili szczecińską halę i fani ze swojego zadania wywiązali się wzorowo. W szwach pękał sektor rodzinny, a nieco starsi sympatycy "zero-czwórki" postarali się o żywiołowy doping.

Mecz od początku był emocjonujący i mógł się podobać. Obie strony do pojedynku przystąpiły bez kalkulacji i z ofensywnym usposobieniem. Raz atakowali jedni, a potem akcja szybko przenosiła się na drugą stronę boiska. Bardziej konkretni w swoich atakach byli jednak szczecinianie, którzy mieli dwie bardzo okazje do otwarcia wyniku. W 6. minucie minimalnie pomylił się Artur Jurczak, który miał przed sobą w zasadzie pustą bramkę, a chwilę później nad poprzeczką strzelił Adam Jonczyk, zamykający bardzo efektowną akcję drużyny Łukasza Żebrowskiego.

O tym, jak bardzo zależało szczecinianom na zwycięstwie, niech świadczy sytuacja z 14. minuty. Bliski wepchnięcia piłki do bramki z najbliższej odległości był Oleksandr Szamotij, ale uprzedził go golkiper gości, Nicolae Neagu. Niestety zrobił to w taki sposób, że obydwaj zawodnicy zderzyli się głowami, a potem uderzyli jeszcze w słupek bramki. Hala zamarła, a mecz został na kilka minut przerwany. Golkiper torunian do gry wrócił, ale zawodnik Pogoni został odwiedziony do szpitala.

Sytuacja nieco rozkojarzyła gospodarzy, który po wznowieniu gry dali sobie strzelić bramkę. W 15. minucie zespół z Torunia wyszedł wysokim pressingiem, przejął piłkę i zakończył swoją szybką akcję golem Marcina Mikołajewicza (grał w Pogoni, gdy ta sięgała przed dwoma laty po wicemistrzostwo Polski, Neagu też).

W przerwie odbył się konkurs strzelania z łuku, co podświadomie natchnęło zawodników obu drużyn do podejmowania częstszych prób uderzania na bramkę. Zaraz po wznowieniu gry w słupek trafił Mikołajewicz, a w 25. minucie poprzeczkę ostemplował z kolei Marek Bugański z Pogoni 04.

Drużyna Żebrowskiego biła głową w mur, a FC Toruń zadało kolejny cios. W 26. minucie swojego drugiego gola zdobył aktywny Mikołajewicz i sytuacja "zero-czwórki" zrobiła się już bardzo trudna. Najlepszy strzelec gości chwilę później odwlekł jeszcze ostateczne wykonanie wyroku i po raz drugi trafił w słupek. Szczecinianie swojej szansy mogli upatrywać też w fakcie, że rywale mieli na koncie już pięć przewinień i każde kolejne skutkowałoby przedłużonym rzutem karnym.

Jak zapowiadał spiker, Pogoń będzie walczyła do końca i tak było. W 37. minucie szczecinianie przeprowadzili akcję prawą stroną boiska, którą mocnym strzałem do bramki zamknął Jonczyk. Pogoń wycofała bramkarza i ruszyła o ataku. Wydawało się, że już nie zdąży, ale na strzał rozpaczy zdecydował się Marek Bugański. Uderzenie oddał w zasadzie równo z gongiem kończącym spotkanie i hala eksplodowała z radości. Szczecinianie po świetnym meczu wydarli jeden punkt.

Pogoń 04 Szczecin - FC Toruń 2:2 (0:1)

Bramki. P04: Jonczyk (37.), Bugański (40.). FC: Mikołajewicz dwie (15. i 26.)

P04: Lasik - Bugański, Jonczyk, Tubacki, Jakubiak, Gepert, Jurczak, Kubik, Maćkiewicz, Krzyżanowicz, Szamotij.

Copyright © Gazeta.pl sp. z o.o.