Pech Pogoni Szczecin: Łukasz Zwoliński poza zespołem. Szansa Adama Frączczaka

Uraz Łukasza Zwolińskiego, napastnika Pogoni Szczecin, okazał się poważniejszy niż sądzono i nie ma najmniejszych szans, by napastnik wrócił do gry w najbliższych dwóch tygodniach.

Mecz z Górnikiem Zabrze Zwoliński przypłacił urazem stawów skokowych. Od kilku tygodni nie gra, ostatnio biegał indywidualnie. Sztab szkoleniowy zacierał ręce, bo wydawało się, że snajper (6 goli w tym sezonie) lada moment wróci do zespołu. Ale ból nie ustępował.

- Staw cały czas pobolewał, choć badania nic nie wykazywały - tłumaczy Czesław Michniewicz, trener Pogoni. Ostatnie badanie przyniosło dla nas złą wieść. W uproszczeniu - w czterostopniowej skali Łukasz ma złamanie główki kości strzałkowej drugiego stopnia. Lekarze zabronili mu biegać. Może jedynie pływać i jeździć na rowerku stacjonarnym. I takie też zajęcia już mu zleciliśmy.

Ile potrwa przerwa?

- Dwa, może trzy tygodnie będzie poza treningiem. Szanse, że zagra jeszcze w tym roku są bardzo małe. Może jednak nastąpi jakiś cud... Czekamy, a jak nie na ostatni mecz w tym roku, to będzie do naszej dyspozycji w styczniu - odpowiada Michniewicz.

A jakby pecha Pogoni było mało, to pierwszy zastępca Zwolińskiego - Wladimer Dwaliszwili - też nie jest okazem zdrowia. Też pauzował w meczu z Lechem, a w tym tygodniu trenował tylko dwa razy z drużyną. I jest jeszcze Marcin Listkowski, który... w czwartek ćwiczył w lżejszej formule, a dużo czasu spędził na masażach.

Czy te problemy otworzą przyszłość Adama Frączczaka na szpicy. Do Pogoni przychodził jako napastnik (wiosną 2011 r.), ale tu szybko przekwalifikowano go na prawego pomocnika, później obrońcę. Z Lechem Frączczak znów grał w ataku, choć nie przez cały mecz.

- Nie boję się zmieniać mu miejsca, a mogę bez obaw wystawić go na trzech, a na upartego to nawet na 5 pozycjach na boisku. Sam wcześniej mówiłem, że czas skończyć z tym przerzucaniem Adama w różne miejsca, a to robiliśmy i robimy. Ale życie nas do tego zmusiło - wyjaśnia Czesław Michniewicz.

Frączczak ten sezon zaczął na prawej obronie. Był aktywny, szalał do tego stopnia, że jego nazwisko padało w kontekście sprawdzenia w kadrze narodowej (przy słabszej dyspozycji Łukasza Piszczka), ale wraz z przesunięciem do pomocy (zawodzili Miłosz Przybecki i Takuya Murayama) - zatracił swoje walory. Może więc miejsce w ataku będzie okazją do odżycia? Możliwe, że przekonamy się w sobotę od 20.30.

Więcej o:
Copyright © Gazeta.pl sp. z o.o.