Najsłynniejsi pasażerowie lotniska w Babimoście: koszykarzy Barcelony witaliśmy winem i miodem

Koszykarze FC Barcelony Lassa wylądowali w środowe popołudnie na lotnisku w Babimoście. Powitano ich niemalże po królewsku. W czwartek zagrają w Zielonej Górze ze Stelmetem, który jeszcze liczy się w rozgrywkach Euroligi. To sportowe wydarzenie roku, a może nawet dekady! Bilety rozeszły się w pierwszym dniu sprzedaży.

W pięknych grantowo-żółtych dresach siedmiokrotni mistrzowie Euroligi wylądowali na lotnisku w Babimoście. Każdy z zawodników dostał miód, lubuskie wino i album ze zdjęciami.

Na lotnisku powitała ich marszałek Elżbieta Polak, która chciała się pochwalić nową halą przylotów. - Lubuskie wspiera sportowców. Mamy tutaj koszykarski Stelmet, dwukrotnego mistrza Polski. Ale dzisiaj przyleciał do nas klub znakomity - FC Barcelona. To siedmiokrotny mistrz Euroligi. Dla takiego wydarzenia warto było inwestować w port lotniczy w Babimoście. Koszykarze mogli tu wylądować. Wcześniej mieliśmy tutaj przez miesiąc loty czarterowe z Chorwacji, Turcji czy nawet ze Stanów Zjednoczonych. Przekonuję, że lotnisko jest potrzebne - mówiła Elżbieta Polak, marszałek województwa.

Hala przylotów kosztowała 3,2 mln zł. - To już ostatnia inwestycja na lotnisku w Babimoście, jeśli chodzi o infrastrukturę, przynajmniej w najbliższych latach. Stworzy nowe możliwości rozwoju dla portu lotniczego. Będziemy mogli tworzyć nowe oferty dla lotów czarterowych - tłumaczył przed startem inwestycji Michał Iwanowski, rzecznik Urzędu Marszałkowskiego. Lotnisko to ewenement w skali światowej. Jedyne odloty i przyloty odbywają się tutaj na trasie Babimost - Warszawa. Za cztery lata obsługi połączenia marszałek płaci przewoźnikowi Sprint Air 27 mln zł. Nowych połączeń, jak nie było, tak nie ma.

- Pamiętam, jak byłem tutaj z Sevillą podczas rozgrywek Eurocupu kilka lat temu. To było ciężkie spotkanie i jutro też się takiego spodziewamy - mówił czeski rozgrywający Tomas Satoranski, do którego prawa mają Washington Wizards. Czech gra świetny sezon i możliwe, że to jego ostatni sezon na Starym Kontynencie. On dopiero do NBA się wybiera, natomiast bogatą przeszłość ma tam Carlos Arroyo - rozgrywający drużyny.

Wzrostem tylko ciutkę wyższy od piszącego te słowa imponuje od lat boiskowym wyrachowaniem i pewnym rzutem za trzy. Już kiedyś grał w Zielonej Górze, w naszym debiutanckim sezonie na euroligowych parkietach. - Pamiętam doskonale to spotkanie. Mieliśmy z wami mocno pod górkę. Macie bardzo dobry zespół i głośną publiczność. Była wtedy w hali bardzo koszykarska atmosfera - zachwalał Arroyo. Szanse na wygraną Stelmetu jutro? - To mocny zespół, zwłaszcza u siebie. My mamy fantastyczny sezon i nie możemy się doczekać już tego spotkania. Trzy tygodnie temu było ekstremalnie trudno. Mam nadzieję, że tym razem będzie łatwiej, choć mocno szanujemy Stelmet - mówił.

Samandro Samuels nie mógł się podzielić wrażeniami z lotu. - Cały przespałem! - śmiał się. Pogoda go nie zdziwiła, tłumaczył, że w Barcelonie jest obecnie tylko kilka stopni cieplej. Jak wspominał pierwsze spotkanie, które Stelmet przegrał w Blau Granie w ostatnich minutach?

- To była moja pierwsza gra po kontuzji. Strasznie twarda, do końca, ale zwycięska dla nas. Czy znów zniszczę zielonogórzan pod koszem? To moja rola, której wymaga ode mnie drużyna. Mam taką nadzieję! - mówił. Dodał, że jego zespół przyleciał bez legendy hiszpańskiej koszykówki Juana Carlosa Navarro i Shane'a Lawala. Na koniec zapytaliśmy się go, kogo pamięta z zawodników Stelmetu. - Nie pamiętam nazwiska, ale to bardzo dobry strzelec. Moldoveanu! Tak, macie rację. Musimy na niego jutro uważać i utrudnić mu życie - mówi Samuels.

Gdy koszykarze wyszli z hali przylotów czekał na nich wianuszek piszczących dzieci. To uczniowie podstawówki w Małomicach dowiedzieli się o wizycie i machali koszykarzom już za płotu, gdy wychodzili z samolotu. Później głośno krzyczeli. -Wygrajcie, wygrajcie!

Oby nie mieli racji.

Więcej o:
Copyright © Gazeta.pl sp. z o.o.