Dowhan ruszył po odsiecz do Stelmetu. Czy wróci na białym koniu?

Istnieje taka wredna i nieprawdziwa teoria, że żużlowy Falubaz robi ?Wiele hałasu o nic?. Tzn., że cały lament o pomoc w spłacie długów jest na pokaz, bo wg wrednej i nieprawdziwej teorii pomoc już dawno jest obgadana. Cóż... złośliwych i mówiących nieprawdę wszędzie pełno. Tymczasem prawda jest ponoć taka, że dopiero we wtorek po południu senator Robert Dowhan wyruszył po ratunek dla zadłużonego na 2 mln zł klubu.

Kilka tygodni wcześniej Dowhan kpił z dziennikarskich teorii, które łączyły nagłaśnianie problemu Falubazu z kampanią wyborczą.

I tu miał rację. Przed wyborami żaden cudowny wybawca się pojawił.

W sumie, gdyby nie liczyć dzisiejszego wystąpienia oraz wartej 1,5 mln zł obietnicy prezydenta Zielonej Góry Janusza Kubickiego, zbawcy ciągle brak. Dlaczego? Może to nie takie łatwe. A może jakieś znaczenie mogło mieć to, że sam senator np. zaniechał poszukiwań? Ostatnio ważniejsze sprawy zajmowały jego serce. Zakładamy, że przeżywał trudne chwile, takie na pograniczu życia i śmierci, skoro podzielił się ze światem refleksją...

Kilka dni później, kiedy z drzew opadły wszystkie liście, a miłość na całe szczęście nie zabiła senatora, skoncentrował się na ratowaniu żużla w Zielonej Górze. Czas naglił. Zbliżał się deadline dla ekstraligowego "być, albo nie być" Falubazu.

We wtorek Dowhan wsiadł na białego konia i przebijając się przez mroki żużlowej nieprzychylności wyruszył po odsiecz dla zadłużonego klubu. Bogatego sprzymierzeńca spodziewał się znaleźć w królestwie Stelmetu, gdzie przerabia się drewno na niewyobrażalne pieniądze. Były czasy, że połowa drużyn sportowych w Zielonej Górze nazywała się Stelmet.

Co mogło wyniknąć z takiego spotkania? Czyżby Stelmet miał wrócić do nazwy żużlowej drużyny z Zielonej Góry?

Hm, nie wiemy, jak zareagują na to wredni i głoszący nieprawdę, ale my, zawsze przychylni i prawdomówni, w zgodzie z wolą senatora mocno trzymaliśmy kciuki. Trzymaliśmy tak i czekaliśmy godzinę, dwie, trzy, aż...

W czasach dziennikarstwa wyłącznie papierowego zakończylibyśmy tak: "Kiedy zamykaliśmy wydanie do druku, losy misji Dowhana nie były jeszcze znane."

Jednak dziś w dobie Twittera i internetu należy ująć rzecz inaczej: Kiedy kładliśmy się spać, Dowhan nic nie ćwierkał o efektach spotkania ze Stanisławem Bieńkowskim. Ale w środę rankiem w Zielonej Górze słońce może znów wzejdzie dla żużla od strony Stelmetu...

Więcej o:
Copyright © Gazeta.pl sp. z o.o.