Thomas Jaeschke, przyjmujący Asseco Resovii: Chcę zdobyć olimpijskie złoto

W Polsce wokół siatkówki panuje wspaniała atmosfera. Ludzie rozpoznają mnie na ulicy, chcą robić sobie wspólne zdjęcie. W USA byłoby to nie do pomyślenia - opowiada Thomas Jaeschke, przyjmujący Asseco Resovii i reprezentacji USA

ROZMOWA Z THOMASEM JAESCHKE

Miał 16 lat, kiedy zaczął przygodę z siatkówką. Trzy lata później zrozumiał: olimpijskie złoto to jego marzenie, cel numer jeden. W ostatnich dwóch sezonach wybierany za Oceanem najlepszym siatkarzem w rankingu międzyuczelnianego stowarzyszenia siatkówki (MIVA). Ze swoją uczelnią Loyola University zgarnął też dwa tytuły mistrza kraju. W USA, gdzie nie ma profesjonalnej ligi siatkarskiej, więcej zdobyć nie mógł. Podpisał kontrakt z mistrzami Polski i wicemistrzami Europy Asseco Resovią.

Rozmowa z Thomasem Jaeschke:

Kamil Gorlicki: Od miesiąca mieszkasz w Rzeszowie. Poznałeś już trochę miasto?

Thomas Jaeschke, przyjmujący Asseco Resovii: Niestety, jeszcze nie miałem za dużo okazji, aby pozwiedzać. Na pewno mogę powiedzieć, że jest bardzo czysto. Byłem w kilku restauracjach, ale wasz język jest tak trudny, na pewno ich nazw nie powtórzę. Muszę się przyznać, że bardzo posmakował mi... kebab. Na co dzień gotuję jednak sam. Lubię to robić, poza tym muszę się zdrowo odżywiać.

Po sukcesach w akademickiej lidze w USA z pewnością miałeś sporo ofert z Europy. Dlaczego wybrałeś Asseco Resovię?

Jeszcze przed tegoroczną Ligą Światową nie myślałem, żeby już teraz przenieść się do Europy. Zamierzałem skończyć studia i wtedy zastanowić się, gdzie kontynuować karierę. Jednak w lipcu, kiedy graliśmy z Polską w Krakowie, na meczu pojawił się ktoś z Asseco Resovii. Dostałem ofertę, podjąłem rozmowy, doszliśmy do porozumienia.

Próbkę swoich możliwości dałeś w najlepszym z możliwych momentów. W Krakowie dostałeś szansę gry i byłeś najlepszym zawodnikiem ekipy USA.

Wiedziałem, kiedy trzeba zagrać najlepszą siatkówkę (śmiech ). Tak serio to miałem sporo szczęścia, bo w tym sezonie byłem zwykle zmiennikiem. W Polsce, kiedy zapewniliśmy już sobie awans do Final Six, trener dał jednak pograć więcej rezerwowym. Chciałem wykorzystać szansę i zagrać jak najlepiej. To był naprawdę dobry mecz.

Za nami kilka spotkań, ale ty ze względu na uraz stawu skokowego zadebiutowałeś dopiero w meczu z PGE Skrą Bełchatów. Trudno o bardziej wymagającego rywala na początek.

Wiedziałem, jak ważne jest to spotkanie, dlatego bardzo zależało mi na tym, żeby zagrać. Wyszło chyba nie najgorzej.

Wyszło imponująco. W pierwszej partii dzięki twoim zagrywkom Asseco Resovia wygrała seta. Jak oceniasz poziom PlusLigi i całą otoczkę towarzyszącą meczom w Polsce?

W Rzeszowie na każdym meczu panuje kapitalna atmosfera, w Bełchatowie też było fantastycznie. Widać, że wasi kibice znają się na siatkówce. Potrafią docenić wyjątkowo ładne akcje. To zupełnie inna publika niż w Stanach. Czasami, kiedy idę ulicą, ktoś do mnie podchodzi i prosi o autograf albo wspólne zdjęcie. W Stanach byłoby to nie do pomyślenia. Jeśli chodzi o poziom sportowy, jest równie dobrze. Móc na co dzień trenować z takimi zawodnikami jak Bartosz Kurek, Jochen Schoeps i Fabian Drzyzga, bądź grać przeciwko Mariuszowi Wlazłemu - to coś wyjątkowego.

Transfer do Asseco Resovii wiązał się z tym, że musiałeś przerwać studia. Zamierzasz je kontynuować?

Nadal będę studiował w Loyola University. W kontrakcie z Resovią mam zapisane, że przyszłej jesieni odpoczywam od siatkówki i skupiam się na studiach. Jeśli dostanę się do olimpijskiej kadry, to zaraz po igrzyskach wracam do Stanów i będę tam do grudnia.

Siatkówka w wykonaniu reprezentacji USA to fenomen na skalę światową. Mimo braku profesjonalnej ligi od lat utrzymujecie się w ścisłej czołówce, zgarniacie medale najważniejszych imprez.

Myślę, że wynika to ze świetnej pracy z młodzieżą. W High School [amerykańskie liceum - przyp. red] oraz na niektórych uniwersytetach pracują naprawdę świetni fachowcy. Wiadomo że "mekką" akademickiej siatkówki w Stanach jest Kalifornia. To tam chcą się dostać na studia niemal wszyscy, którzy myślą o profesjonalnej grze. Mnie się to nie udało i zostałem w Chicago, w Loyola University. W ostatnich dwóch sezonach zdobywaliśmy mistrzostwo kraju, więc to był chyba dobry wybór.

Żeby zdecydować się na karierę siatkarską w USA, trzeba być bardzo zdeterminowanym. Grając w uczelnianej drużynie, na siatkówce nic nie zarabiacie.

Szczególnie w męskiej siatkówce jest ciężko, bo mało który siatkarz może liczyć choćby na uniwersyteckie stypendium. Niemal wszystkie wędrują do graczy futbolu amerykańskiego. Na mojej uczelni dostają oni 50 stypendiów. Na 18-osobową drużynę siatkarską przypadają tylko cztery. Nie było więc łatwo, ale zdjęcie, które od kilku lat mam na tapecie telefonu [Thomas na tle flagi olimpijskiej i napisu USA - przyp. red.], zawsze przypominało mi, do czego dążę i jakie jest moje sportowe marzenie. Od kiedy gram w siatkówkę, jest takie samo - chcę zdobyć z kadrą USA olimpijskie złoto.

Marzenie bardzo realne. Za rok w Rio de Janeiro znowu będziecie wśród głównych faworytów.

Zgadza się. Mimo wszystko, to wciąż odległa perspektywa. Na razie skupiam się na pełnym powrocie do gry i triumfach z Asseco Resovią, zarówno w Polsce, jak w Lidze Mistrzów. O olimpijskim złocie będę myślał dopiero w maju przyszłego roku, kiedy spotkamy się na zgrupowaniu reprezentacji.

Życzę ci zwycięstw z Asseco Resovią i olimpijskiego srebra, tuż za reprezentacją Polski.

(śmiech ). Dzięki, niech wygra lepszy!

Więcej o:
Copyright © Gazeta.pl sp. z o.o.