Dariusz Sztylka, wieloletni piłkarz i były kapitan piłkarskiego Śląska, wrócił do wrocławskiego klubu. Od kilku dni jest asystentem trenera Tadeusza Pawłowskiego.
Dariusz Sztylka: Życie zawodowego sportowca jest ciekawe, interesują się tobą media, kibice. Świetnie się zarabia, a płacą ci nawet za to, że odpoczywasz. O nic nie musisz się martwić, trzeba tylko dbać o siebie, aby być w jak najlepszej formie. Piłkarze powinni to zrozumieć i docenić, bo kiedyś to się kończy. Po zakończeniu kariery sportowca wszystko się zmienia, jest się za wszystko odpowiedzialnym. Niestety, czasem były sportowiec spotyka się z problemami, które trudno jest mu rozwiązać.
- Kiedy porównuję zawodników, którzy teraz zaczynają przygodę z futbolem, z tymi, z którymi ja grałem, różnica jest kolosalna. Dziś piłkarze wiedzą, że trzeba znać języki obce, dbać o siebie, mądrze się regenerować. Kiedyś ta świadomość nie była aż tak powszechna.
- Zadzwonił prezes Żelem i po krótkiej rozmowie zadecydowałem, że podejmuję wyzwanie. Nie zastanawiałem się długo, bo dla mnie to wielka szansa. Wierzę, że będę umiał pomóc drużynie i przerwiemy pasmo niepowodzeń.
- Z Tadeuszem Pawłowskim ustaliliśmy zakres moich obowiązków: będę analizował gry przeciwników, ale i Śląska. Poza tym mam zajmować się również stałymi fragmentami gry. Oczywiście uczestniczę też w prowadzeniu treningów, gdyż u trenera Pawłowskiego zajęcia prowadzą właśnie asystenci.
- Przede wszystkim wymagającym dużo od siebie. Wiem, że jeszcze bardzo dużo pracy przede mną, dlatego cieszę się, że mam możliwość podglądania warsztatu trenera Tadeusza Pawłowskiego. Sport uczy pokory i to, że ktoś był piłkarzem, nie oznacza, że stanie się dobrym trenerem. Trzeba analizować, pogłębiać swoją wiedzę. Czasy, gdy piłkarza oceniało się po tym, jak wchodzi po schodach, już minęły.
- Akademię Olympic zakładaliśmy wraz z Krzysztofem Wołczkiem. Przez trzy lata na tyle mocno osadziliśmy ją we wrocławskich realiach, że teraz mogę spokojnie skoncentrować się na pracy z seniorami.
- Tak. Przy dobrej organizacji pracy jestem w stanie dać sobie radę.
- Współpracujemy organizacyjnie i sportowo. Trenerzy wymieniają się materiałami, uwagami. A nasi najlepsi zawodnicy będą później trafiać do Śląska, bo tak są wychowywani. Śląsk to wielki klub i oni będą chcieli w nim grać.
Na pewno? Więcej do zaoferowania ma choćby Akademia Zagłębia Lubin. Śląsk zaniedbał ostatnio szkolenie młodzieży. - W Akademii Śląska co prawda pracują fachowcy, ale brakuje odpowiedniej bazy treningowej. To jest największa przeszkoda, by stworzyć coś wielkiego i rywalizować choćby z Zagłębiem Lubin. Musi zmienić się sposób finansowania akademii, ale na efekty takiej inwestycji potrzeba przynajmniej sześciu czy siedmiu lat. Chcemy, aby nasi wychowankowie trafiali do pierwszej drużyny Śląska, a później powinniśmy zarabiać na ich transferach. Jeśli część pieniędzy inwestowanych w pierwszy zespół nie zostanie przekazana na Akademię, Śląsk nie będzie miał swej tożsamości. Istnieje groźba, że nasi wychowankowie będą uciekać do Akademii w Lubinie czy Legnicy.
- To prawda. Budujemy lokalny patriotyzm, świadomość zawodników, ale rodzic zawsze poszuka najlepszych warunków, jakie mogą zaproponować inne kluby. Akademia musi stać na mocnych fundamentach, a do tego potrzebna jest baza. Pomóc musi miasto, także właściciel klubu, bo Akademia to przyszłość Śląska.
- Mamy mądrych i wyedukowanych trenerów. Nie tylko w Śląsku, ale także w Olympicu, Ślęzie, Parasolu czy w FC Academy. Sądzę, że kluby te powinny mądrze współpracować, ale najważniejszy w tej hierarchii powinien być Śląsk. To przyniesie efekt. Pod warunkiem, iż władze miasta i klubu zapewnią tym chłopcom najlepsze warunki do treningów. Niedawno Paweł Fajdek powiedział, że rzucać młotem nauczył się na kartoflisku. W piłce nożnej tak się nie da. Nie nauczę małego chłopca dryblingu czy celnego podania, jeśli piłka będzie odbijała się mu o brodę.
- Na treningu i w klubie są to relacje trenera z piłkarzami. Później jednak nie wymagam od chłopaków, dla których byłem kolegą z szatni, by mówili do mnie per pan. To byłoby sztuczne i niezdrowe.
- Po rozmowie z trenerem Pawłowskim oraz nowym trenerem od przygotowania fizycznego Michałem Polczykiem zmieniliśmy charakter treningów. Teraz ćwiczenia są atrakcyjniejsze. Jest więcej zajęć z piłką, więcej małych gierek, które powodują, że zawodnicy cały czas mają bezpośredni kontakt z przeciwnikiem.
- Pod tym kątem analizowaliśmy mecz z Cracovią. Na pewno bardzo brakowało nam pressingu, agresywnego doskoku do przeciwnika. Zawodnicy statycznie stali na boisku, a rywal łatwo strzelał bramki. Mam nadzieję, że przez ostatnie półtora tygodnia udało nam się zmienić nieco mentalność zawodników.
- Oczywiście. Smutne, gdy na 40-tysięczny stadion przychodzi pięć czy sześć tysięcy ludzi. Kibice wrócą na stadion tylko dzięki ciężkiej pracy działu marketingu i naszego zespołu. Mecze Śląska muszą być atrakcyjne, bo fani chcą oglądać zespół, który walczy.
- Legia to personalnie, organizacyjnie i finansowo najmocniejszy zespół w ekstraklasie. Mamy jednak swoje atuty, które będziemy chcieli zaprezentować. Zawodnicy wierzą, że do Warszawy jedziemy powalczyć jak równy z równym. Jako piłkarz nigdy nie przegrałem w Warszawie. Mam nadzieję, że moja passa zostanie przedłużona także w roli trenera.