- Mówienie i pisanie, że ktoś od nas odejdzie, a ktoś przyjdzie zawsze źle wpływa na zawodników i system gry - zapewnił Filipovski po poniedziałkowym meczu z Siarką Tarnobrzeg. Trener Stelmetu broni graczy, których wybrał sobie do drużyny i dość jasno dał do zrozumienia, że nie chce rozstawać się z żadnym z nich, nie zapalił się też do wizji sprowadzenia Portorykańczyka Waltera Hodge'a, który w Zielonej Górze grał przez trzy lata i zyskał status gwiazdy.
Przez kilka dni koszykarska Zielona Góra żyła jednak opcja powrotu Hodge'a. Aż w ub. tygodniu wyszło na jaw, że:
1. Portorykańczyka biorą Włosi - klub Acqa Vitasnella Cantu.
2. Portorykańczyk wygrał przed trybunałem arbitrażowym spór z zielonogórskim klubem o 40 tys. dolarów.
- Dopóki nie spłacimy, mamy teraz zakaz przeprowadzania transferów - wyznał, chyba nawet z pewną ulgą, Filipovski.
Skąd ten zakaz, od kiedy, do kiedy? - zapytaliśmy Janusza Jasińskiego, właściciela większościowego pakietu akcji w spółce, która rządzi seniorską koszykówką w Zielonej Górze. I okazało się, że zakaz to kara dla mistrzów Polski za nieuregulowane rachunki z Kongijczykiem Christianem Eyengą.
Latem 2013 r. Eyenga związał się ze Stelmetem dwuletnim kontraktem. Ale w połowie obowiązywania umowy, czyli latem 2014 r., po przegranej serii finałowej play-off z PGE Turowem Zgorzelec, szefowie i trenerzy Stelmetu postanowili rozstać się z latającym Kongijczykiem. Wypowiedzieli umowę, a po jakimś czasie wypłacili 20 tys. dolarów buyoutu zapisanego w jednym z punktów kontraktu. I chyba myśleli, że sprawa na tym się zamyka.
W rzeczywistości było jednak inaczej. Że Eyenga i Stelmet wciąż mają sobie coś do wyjaśnienia, dowiedzieliśmy się latem br. Wtedy, też przed trybunałem arbitrażowym, koszykarz wygrał z zielonogórskim klubem spór. Domagał się w nim 270 tys. dolarów. Ale werdykt okazał się dla mistrzów Polski łaskawszy. Zostali zobowiązani do zapłaty 145 tys. dolarów.
Jasiński się nie ucieszył. Mówił wtedy o "sądzie kapturowym". I ten sam zarzut powtarza dziś, przedstawiając swoją wersję zdarzeń, które doprowadziły zielonogórski klub na margines dokonywania transferów:
- Kontrakt z Eyengą podpisaliśmy na dwa lata, z możliwością rozwiązania po roku. Zawodnik w pierwszym roku miał zarabiać u nas 200 tys. dolarów, w drugim - 270 tys. dolarów. Ale po pierwszym sezonie klub miał prawo rozwiązać kontrakt, jeśli zapłaci koszykarzowi 20 tys. My taką decyzję podjęliśmy i poinformowaliśmy o tym Eyengę - opowiada Jasiński. - Pieniędzy od razu nie zapłaciliśmy - przyznaje szef Stelmetu BC. - Czekaliśmy aż druga strona wystawi nam na tę kwotę fakturę. Natomiast agencja koszykarza oraz trybunał arbitrażowy uznały, że wypłata powinna nastąpić w momencie poinformowania koszykarza o wypowiedzeniu umowy. Fakturę dostaliśmy po kilku tygodniach i ją opłaciliśmy, ale dla trybunału to nie miało znaczenia. Arbiter uznał, że umowy nie rozwiązaliśmy skutecznie, a Eyenga nadal jest naszym zawodnikiem.
Eyenga z Zielonej Góry miał się przenieść do Zgorzelca. Ale tam doszło do nagłego rozstania, zanim tak naprawdę doszło do powitania. Koszykarz znalazł pracę w lidze włoskiej. Gra tam zresztą do dziś. Właśnie we Włoszech w 2013 r. - wg opowieści Jasińskiego - Kongijczyk przyjął kontrakt z wynagrodzeniem 60 tys. dolarów za sezon. Ale przy tym wciąż trzymał się wersji, w której później utwierdził go trybunał arbitrażowy, że należy mu się więcej pieniędzy od klubu z Zielonej Góry - 270 tys. dolarów. I teraz dochodzimy do wyroku. Otóż koszykarscy sędziowie, przyznając rację Eyendze, uznali, że został stratny na 210 tys. dolarów (270 minus 60, które miał zarobić). - Żeby jednak było sprawiedliwie, podzielił to [210 - red.] na pół między nas i zawodnika. Dodali koszty postępowania oraz odsetki. I okazało się my musimy zapłacić koszykarzowi 145 tys. - tłumaczy Jasiński.
Szefowi zielonogórskiego klubu werdykt się nie podoba, i to bardzo! - Arbiter wziął pod uwagę całą masę wybiórczych faktów, bo przecież po rozwiązaniu kontraktu z nami, Eyenga podpisał kontrakt z Turowem na 140 tys. dol. za rok, a to nie zostało uwzględnione. Eyenga nie pojawił się w Zgorzelcu, ale z winy własnej, nie z winy klubu, więc to zawodnik, nie klub, powinien ponieść konsekwencje. Tymczasem wyszło na to, że Eyenga niski kontrakt we Włoszech podpisał dlatego, że my nie rozwiązaliśmy z nim umowy - komentuje Jasiński.
Odwołać się jednak nie może. - Problem z trybunałem arbitrażowym polega na tym, że ma on tylko jedną instancję. Jak przegrasz rozprawę, to nie ma możliwości odwołania, jak w normalnym sądzie. Dla mnie ten arbitraż to sąd kapturowy, który dla mnie się skompromitował - zarzuca Jasiński.
Pozostaje jeszcze droga od wyroku do zakazu. Otóż Stelmet, bez prawa do odwołania, nie wykręci się od zapłaty 145 tys. dolarów. Próbuje zatem rozliczyć się z Kongijczykiem w "systemie ratalnym". - Mamy na względzie dobro innych zawodników i spłacamy tę kwotę stopniowo. Do dziś wypłaciliśmy 76 tys. dolarów - wyjawił Jasiński. Tyle że Kongijczykowi i jego agencji ponoć nie odpowiada tempo spłaty zasądzonych należności. Dlatego poinformowali o tym FIBA, by ponagliła zielonogórski klub.
- Nie było tak, że się migaliśmy od spłat, tylko robiliśmy to w innym tempie. Zaproponowaliśmy spłatę do końca listopada, ale to nie było dla nich wystarczające - twierdzi Jasiński. - Trybunał nie ma możliwości nakładania sankcji, robi to FIBA. I tak dostaliśmy zakaz transferów międzynarodowych. To pierwsza kara, którą FIBA ma pod ręką. Kara jest bezterminowa w tym sensie, że potrwa do momentu, aż spłacimy orzeczoną kwotę. Nie mamy w planach spłacać tego wyjątkowo szybko, nie jest to kwota, którą mieliśmy zapisaną w budżecie. Będziemy Eyengę spłacać, ale nie z pieniędzy przeznaczonych dla naszych zawodników. Do kiedy? Do momentu, który uznamy za właściwy termin - powiedział Jasiński. I wynika z tej deklaracji, że trzeba trzymać kciuki za zdrowie najlepszych koszykarzy Stelmetu BC. Bo w razie poważnej kontuzji, żaden zagraniczny zmiennik nie pojawi się dopóty, dopóki Stelmet nie spłaci Eyengi i FIBA nie cofnie mistrzom Polski zakazu dokonywania transferów.
Jak to się ma do rozważań o ponownym sprowadzeniu do Zielonej Góry Watera Hodge'a? Wszak Jasiński zapewnił, że rozmawiał o tym z trenerem i sponsorami. Słowem przymierzał się do zagranicznego transferu. Czy rzeczywiście mógł to robić, skoro w tym samym czasie spierał się z koszykarzem o pieniądze?
- To nie tak. Sprawa Waltera dotyczyła wykupu jego kontraktu przez Caja Laboral Kutxa [Hodgre grał tam po rozstaniu ze Stelmetem, a Hiszpanie musieli wykupić jego ważny jeszcze przez rok kontrakt z zielonogórskim klubem - red.]. Wykup został ustalony na danym poziomie. Ale hiszpański klub nie zrealizował go w całości. My tę różnicę potrąciliśmy Walterowi z jego wynagrodzenia, a dzisiaj wiem, że zawodnik sam jest w sporze z Hiszpanami. Sytuacja jest taka, że to my, jako klub, będziemy dochodzić od Caja Laboral zrealizowania tamtej płatności w całości, byśmy mogli wyrównać nasze rachunki z Hodge'em. Ja do Waltera w tej sprawie nie mam pretensji - zapewnił Jasiński.