Euroliga: Stelmet bez szans w Izmirze. Zabrakło dwóch graczy i o wiele więcej

Ważny mecz w walce o awans do Top 16 Euroligo kompletnie nie udał się koszykarzom Stelmetu BC Zielona Góra. Wcześniej bili się z wielkimi przeciwnikami jak równy z równym. W Izmirze trafili na drużynę, która w tym roku debiutuje w Eurolidze. Ale właśnie tam mistrzowie Polski zagrali najgorzej, przegrywając 66:77 oraz czwarte spotkanie z pięciu rozegranych. Znów spadli na dno tabeli grupy C Euroligi.

Koszykarze Stelmetu BC wyruszyli do Izmiru ze świadomością, że nie zagrają w pełnym składzie. Lekarze kategorycznie wykluczyli występ rzucającego J.R. Reynoldsa, postawili też pod dużym znakiem zapytania grę podkoszowego Dejana Borovnjaka. Mecz zaczęła piątka inna niż zwykle. Miejsca kontuzjowanych zajęli reprezentanci Polski: Przemysław Zamojski oraz Adam Hrycaniuk. Gospodarze meczu też nie zagrali w komplecie. Kłopot w tym, że u mistrzów Polski zmiany w wyjściowej piątce stały się początkiem lub elementem większej różnicy. I niestety, nie chodziło o różnicę korzystną.

Prowadzony przez trenera Saso Filipovskiego Stelmet BC grał taką, jakby tu rzec... "niefilipovską" koszykówkę, poniżej swoich standardów. Mniej było w niej dzielenia się piłką w ataku oraz grania pod kosz, więcej indywidualnych decyzji i rzutów panicznych oraz więcej strat, co w jakiejś mierze wiązało się obronnymi kombinacjami graczy Pinaru. Turecka drużyna mieszała ostry nacisk na całym boisku ze stawianiem strefy oraz powrotami do klasyki "każdy swego". Atak mistrzów Polski jakby nie nadążał z adoptowaniem się do dynamiczny warunków walki. W każdym razie na koniec pierwszej połowy gościom uskładało się ledwie 28 pkt. I to nie był dorobek zwiastujący podbój Izmiru. Zostawało wrażenie, że zielonogórska ekipa zgubiła w przed meczem zadziorność, szybkość i odwagę zbudowaną wokół triumfu sprzed tygodnia w starciu z Panathinaikosem.

Gracze Pinaru przeważali, ale chyba nie skorzystali z szansy, by już przed przerwą wypracować istotny zapas na drugą połowę. Nie utrzymali 11-punktowego prowadzenia, ponieważ uparli się, by przy okazji piątkowego spotkania przełamać swoją słabawą skuteczność przy rzutach za 3 pkt. I chociaż lepiej wychodziły im akcje kończone ze strefy podkoszowej, to niemal równie często odpalali próby z dystansu, gdzie mylili się grubo i często.

W trzeciej kwarcie Filipovski chyba próbował wyleczyć zespół z popełniania strat i usprawnić organizację ataku. Rzucił na boisko dwie jedynki - Łukasza Koszarka i Dee Bosta. Nie pomogło, a na dodatek zderzyło się poprawą skuteczności koszykarzy Pinaru. Efekt: starty mistrzów Polski powiększyły się najpierw do 14 pkt, a na finiszu tej części meczu zrobiło się nawet gorzej. Pierwszy raz w euroligowym sezonie drużyna z Polski zaczynała finałową kwartę bez bezpośredniego kontaktu z przeciwnikiem i chyba już bez wielkiej nadziei na sukces.

Gdy mecz wyglądał na rozstrzygnięty, a turecka ekipa prowadziła różnicą blisko 20 pkt, doczekaliśmy się w czwartej kwarcie dobrego okresy gry Stelmetu. Pomogło to uciec od klęski, ale nie wystarczyło, by poważniej zaniepokoić kibiców Pinaru.

PINAR KARSIYAKA IZMIR - STELMET BC ZIELONA GÓRA 77:66

KWARTY: 21:16, 15:12, 21:13, 20:25

PINAR KARSIYAKA: Iverson 15, Altining 13 (1), Regland 12 (2), Gabriel 12 (2), Josh Carter 3 (1) oraz Palacios 10, Gonlum 5 (1), Sipahi 4, Baygul 3 (1), Koc 0, Senturk 0.

STELMET BC: Moldoveanu 13 (3), Koszarek 13 (3), Ponitka 6, Zamojski 6 (2), Hrycaniuk 1 oraz Djurisić 16 (1), Bost 7, Szewczyk 4, Gruszecki 0,

,

Więcej o:
Copyright © Gazeta.pl sp. z o.o.