Bartosz Kurek o meczu Skra - Asseco Resovia: To będzie wyjątkowe spotkanie

- Wracam do miejsca, gdzie czułem się dobrze, z drużyną w której panuje fantastyczna atmosfera - mówi Bartosz Kurek, atakujący Asseco Resovii, która w środę o godz. 14.45 zmierzy się w hicie PlusLigi z PGE Skrą w Bełchatowie.

Chcesz wiedzieć wszystko o Asseco Resovii? Wejdź na RZESZOW.SPORT.PL

Dla Kurka będzie to specjalny mecz. Ostatnim jego klubem w Polsce była właśnie Skra, z którą zresztą na pożegnanie przegrał finał mistrzostw Polski. W sezonie 2011/12 bełchatowian zdetronizowała Asseco Resovia. Teraz Bartosz Kurek wrócił do Polski po trzech latach gry w Rosji i we Włoszech. Wrócił, ale już jako atakujący, nie przyjmujący. W środę po raz pierwszy od odejścia ze Skry zagra przeciwko tej drużynie w PlusLidze.

Rozmowa z Bartoszem Kurkiem

Marcin Lew: Nikt pewnie nie uwierzy, że mecz ze Skrą będzie zwykłym ligowym pojedynkiem. Przeciwko Skrze już grałeś, ale nie w Bełchatowie. To była Łódź, to była Liga Mistrzów. To będzie wyjątkowy mecz...

Bartosz Kurek: - Będzie, będzie. Na pewno wyjątkowy i fajny. Będzie sporo emocji, ale tych pozytywnych. Wracam do miejsca, gdzie czułem się dobrze, z drużyną w której panuje fantastyczna atmosfera. Dlaczego więc miałbym być wystraszony czy coś? Przeciwnik na pewno jest z najwyższej półki światowej i musimy się przygotować na to, że mecz będzie ciężki. Ale pojedziemy pełni wiary. Jak widzę jak trenujemy, jak podchodzimy do naszych obowiązków, to wszystko jest na dobrej drodze do tego, żebyśmy zagrali na dobrym poziomie.

Wracasz do miejsca, gdzie zrobiłeś chyba największy krok w swojej karierze. Z młodego obiecującego siatkarza, rezerwowego, zmieniłeś się w gracza poziomu europejskiego, podstawowego w klubie i reprezentacji.

- Nie do końca się z tym zgodzę. Rzeczywiście to był najbardziej efektowny skok, bo z zawodnika rezerwowego wskoczyłem do pierwszego składu. Ale ja szanuję też czas, który spędziłem gdzie indziej, w Nysie czy w Kędzierzynie-Koźlu. Te lata były bardzo ważne dla mnie. Bełchatów to faktycznie był bardzo efektowny skok. Udało nam się wygrać parę rzeczy, trochę też przegraliśmy. A może nie wszyscy zdają sobie z tego sprawę, ale te przegrane pokazały mi, że warto było tam grać, spędzić tam czas. Jako grupa trzymaliśmy się po tych porażkach razem, kibice nas wspierali. Mam nadzieję, że teraz w Rzeszowie nie będę musiał się o tym przekonywać, że zwycięstwa będą od początku do końca. My będziemy wtedy zadowoleni i nasi kibice też.

Wracasz do Bełchatowa już jako zawodnik dojrzalszy, starszy, chyba inaczej podchodzący też do każdej rywalizacji.

- Jako zawodnik wiem co potrafię i wiem czego nie. Ale fakt, wracam jako inny człowiek. A czy inaczej podchodzę do rywalizacji? Chyba nie. Zawsze podchodziłem i podchodzę tak samo, nawet jak miałem 10 czy 15 lat, każdy mecz chciałem wygrać. Podchodzę do tego emocjonalnie, czasem po porażce nie robi się mądrych rzeczy, ale cóż. Taki jestem. Nie każdy potrafi trzymać nerwy na wodzy w tych najważniejszych momentach życia. A dla nas siatkówka to wielki element naszego życia. Ale z drugiej strony to jakiego doświadczenia nabrałem w ostatnich latach pomaga mi nad tymi porażkami przechodzić inaczej, trochę lepsze wnioski z nich wyciągać.

Jestem pełen optymistycznej energii przed tym meczem. Powalczymy, a jaki wynik osiągniemy zależy tylko od nas.

Na pewno wiesz o tym, że w rundzie zasadniczej Asseco Resovia w Bełchatowie jeszcze nie wygrała.

- Jak grałem w Skrze, to Resovia nigdy nas nie ograła w play-offach, a w ostatnim moim sezonie w Skrze [2011/12 - przyp. red.] rozbili nas bez zastanowienia. Na każdą serię przychodzi koniec i trzymam kciuki, żebyśmy tę serię przerwali właśnie teraz.

Po stronie Skry niemal ten sam skład co w poprzednim sezonie, mogli dłużej trenować ze sobą przed sezonem. U was praktycznie nowy zespół, a w dodatku nie mieliście nawet dziesięciu treningów razem. To plus dla rywali.

- Skra ma nad nami niebywałą przewagę w tym aspekcie, ale z drugiej strony my mamy bardziej wyrównaną ławkę, trener może korzystać z wielu zawodników, więc jeśli komuś przydarzy się słabszy mecz, to ktoś może spokojnie wejść i odwrócić losy spotkania. Choć mam nadzieję, że nie będzie to potrzebne, że od początku spotkania zagramy dobrze, na naszym maksymalnym poziomie, a wtedy będzie świetne widowisko, mam nadzieję zwycięskie dla nas.

Miałeś w Bełchatowie jakieś ulubione miejsce, tzw. klepkę na boisku, z której lubiłeś serwować? Jakieś takie magiczne miejsce?

- Tak, miałem magiczne miejsce. To było wejście do restauracji, w które zaserwowałem w meczu przeciwko Jastrzębskiemu Węglowi (śmiech). To moje szczęśliwe miejsce i niech tak pozostanie. Niech już nigdy piłka tam nie doleci.

Twórz z nami Rzeszów.Sport.Pl! Dołącz do nas na Facebooku

Więcej o:
Copyright © Agora SA