Mateusz Ponitka, skrzydłowy Stelmetu: A co mam powiedzieć? (śmiech). Już sama nazwa mówi wszystko. To jeden z najbardziej utytułowanych klubów w Europie. Mają bardzo dobrych zawodników na każdym kawałku boiska - jest Diamatidis, Calathes, Pavlović i pod koszem Radjulica, który grał w NBA. Poza tym utalentowany szkoleniowiec. To kawał drużyny.
- Widziałem kilka kwart. Zespołowy basket, w najważniejszych momentach legenda Diamantidis bierze to na siebie, a pomaga mu Calathes. Tego można się spodziewać w końcówce piątkowej czwartej kwarty. Może! (śmiech).
- Barcelona z dnia na dzień będzie coraz mocniejsza. Dopiero zacznie przyciskać zespoły z każdej grupy. Panathinaikos miał w tym meczu trochę problemów, które my także chcemy wykorzystać.
- Nie, nie denerwuje się, choć w głowie siedzi coś takiego "O, fajnie! Zagramy z Panathinaikosem". To zespół na poziomie Barcelony jeśli chodzi o osiągnięcia i grę. Dla każdego z nas to będzie wyzwanie. Tak, jak mówiłem przed Barceloną, nie możemy się ich bać. To tylko ludzie, którzy też popełniają błędy. Koszykówka to gra błędów. Mamy nadzieję, że zrobimy ich w piątek mniej niż Panathinaikos.
- Spodziewałem się, że nie będzie łatwo. Nikt się przede mną nie położy i nie powie "Rzucaj za trzy" lub "A teraz sobie spenetruj". Każdy walczy tutaj o małe punkty i zwycięstwa. To najlepsze 24 zespoły w Europie. Przegraliśmy trzy mecze, ale cytując klasyka "To nie są leszcze Stefan!". To zespoły z historią, wielkimi budżetami i graczami. Dla mnie to super lekcja, wyciągam z meczów sporo nauki. Gdybym miał płakać przez te trzy porażki, to nie wychodziłbym z domu. Zadowolenie jednak byłoby większe, gdybyśmy wygrali któreś ze spotkań.