Trener koszykarek Energi jest niczym John Wayne w westernie

Od wyniku sobotniej potyczki w Bydgoszczy może zależeć przyszłość Anatolija Bujalskiego w toruńskim klubie. W zespole trwa czas rozliczeń za koszmarną grę w Tauron Basket Lidze Kobiet.

Pierwszą, nie licząc nieprofesjonalnej Donicy Cosby, koszykarką, której podziękowano za współpracę jest Rosjanka Kristina Alikina. Protegowana białoruskiego trenera nie pokazała w Toruniu niczego nadzwyczajnego. Skrzydłowa w ciągu 25 minut na parkiecie notowała średnio 5,3 pkt i miała niecałe 5 zbiórek. A miała być wiodącą postacią całej ligi.

Kolejną zawodniczką, która najpewniej lada dzień opuści Energę jest rezerwowa Swietłana Kudrashova. Rodaczka trenera Bujalskiego w ostatnim spotkaniu przeciwko drużynie z Lublina nie zagrała z powodu kontuzji.

Temat urazów oraz przerw macierzyńskich to leitmotiv występów toruńskich koszykarek w TBLK od kilku lat. Nie inaczej było przed obecnym sezonem. Przygotowywały się do niego zawodniczki, które na parkiet wróciły albo po ciąży (Weronika Idczak) albo po poważnych kontuzjach (Magdalena Skorek, Paulina Misiek, Charity Szczechowiak). Trio zaś: Emilia Tłumak, Róża Ratajczak i Monika Krawiec nie zdecydowało się na kontynuowanie sportowej kariery.

- Chcemy zagrać w finale rozgrywek - taka deklaracja padła z ust szkoleniowca przed startem ligi. Biorąc pod uwagę powyższe problemy kadrowe, a także to, że dopiero od 4. kolejki, po trzech porażkach z rzędu, do zespołu dołączyła kluczowa rozgrywająca Matee Ajavon, cele musiały zostać zweryfikowane. Najpierw obniżyły się do zobowiązania zajęcia wysokiego miejsca przed fazą play-off. Po ostatnim blamażu we własnej hali z drużyną Pszczółki Lublin chodzi już o to, by w ogóle awansować do czołowej ósemki ligi.

Ta jest w tym roku wyjątkowo wyrównana, na co wskazuje przykład potentata Wisły Kraków. Mistrzynie Polski przegrały z MKS Polkowice, a w ostatnim meczu tylko jednym punktem wygrały z przedostatnią drużyną Widzewa Łódź. Katarzynki zmierzą się z wiślaczkami 14. listopada.

Niewielu fanów, o czym świadczą pustki w Arenie Toruń, wierzy w nagłe odrodzenie Energi. Trener, który z kadrą Białorusi zajął 4. miejsce podczas ostatnich mistrzostw Europy, zdaje się nie panować nad sytuacją. Jest przeciwieństwem byłego szkoleniowca Elmedina Omanicia, który słynął z tego, że "grał" razem ze swoimi podopiecznymi - biegał wzdłuż linii, pokrzykiwał, komentował pracę sędziów. Przede wszystkim jednak w grze katarzynek pod jego wodzą widać było plan taktyczny. Potrafił także sprowokować zawodniczki do sportowej złości, kiedy założona taktyka nie do końca była realizowana.

U Bujalskiego jest spokojnie. Białorusin obserwuje mecz w postawie a la aktor John Wayne z klasycznych westernów. Ale na twarzy nie widać nerwów. Jego uwagi są mało konkretne. Koszykarki po prostu zaliczają kolejne spotkania w sezonie, przechodząc niejako obok meczu. Poza tym, niektóre decyzje trenera budzą zdziwienie. W konfrontacji przeciwko Basketowi Gdynia w kluczowej kwarcie posadził na ławce dobrze spisującą się Idczak.

Energa pozytywnie zaskoczyła tylko raz. Wygrała we Wrocławiu z miejscową silną drużyną Ślęzy. Triumfu tego nie widział, przychodzący na mecze w Toruniu, Omanić, którego powrotu na ławkę trenerską domagają się kibice. Trzeba przyznać, że to także nie buduje dobrej atmosfery wokół zespołu Bujalskiego.

Zespołu, który w sobotę zmierzy się w Bydgoszczy z Artego. W ekipie naszych sąsiadów wystąpią aż trzy zawodniczki - Maurita Reid, Aleksandra Pawlak, Agnieszka Fikiel - które w ubiegłym roku zdobyły z Energą brązowy medal mistrzostw Polski.

Sobotni mecz derbowy jest zatem spotkaniem z podtekstami. I może być istotny dla kształtu toruńskiej drużyny w jej najbliższej przyszłości.

Więcej o:
Copyright © Gazeta.pl sp. z o.o.