Paweł Abbott: Przed sezonem z prezesem rozmawialiśmy i wiem, że wymaga on ode mnie minimum dziesięciu bramek, a ja muszę się z tego wywiązać. Napastnicy są pazerni na bramki i jeśli tylko dojdę do tej magicznej dziesiątki, to na pewno będę starał się jak najwyraźniej przekroczyć ją.
- Można powiedzieć, że trochę świeżości się złapało. Jeden mecz odpocząłem i na pewno jeszcze bardziej chce się na boisko wrócić. Mam nadzieję tylko, że ze Stomilem będę grał. Potrzebuję tego.
- Zdecydowanie to nie była pogoda dla zawodników usposobionych technicznie. Taki Michał Nalepa miał ciężko, bo cokolwiek chciał zrobić, piłka stawała w kałuży. Musiałby je żonglerką przechodzić, a ja z kolei chyba główką (śmiech). A tak na poważnie mówiąc, warunki do grania mam, dobrze czuję się w powietrzu, potrafię się przepchnąć, więc z pewnością takie warunki bardziej sprzyjałyby mi. To był mecz, w którym więcej trzeba było grać górą, a nie dołem.
- Jest taka moda, że ludzie chcą zdjąć z siebie presję, ale nie ma też co się oszukiwać. Kibic nie jest głupi i wie, kto teoretycznie jest lepszym zespołem, więc w pełni się z Grzegorzem Lechem zgodzę. Ale jak każdy wie, dyspozycja dnia może być w takiej sytuacji kluczowa, szczególnie w tej lidze.
- Ta chemia między nami jest coraz bardziej widoczna. Czujemy się ze sobą na boisku bardzo dobrze, zgrywamy się znakomicie. Poza tym wachlarz w ataku jest przeogromny, paru piłkarzy ma po kilka bramek i na każdego można liczyć. Nie ma sytuacji, że wynik uzależniamy od dyspozycji jednego, dwóch piłkarzy. Będą kolejni, którzy ich zastąpią. I to jest nasza siła.
- Zdecydowanie jest różnica. Właśnie dlatego też nam nie szło w zeszłym sezonie. Była rewolucja składu i, niestety, potrzebny był czas na efekty. Teraz mamy za sobą drugi sezon grany razem.
- Tak, na pewno. Nie będziemy uciekać od odpowiedzialności. Walczymy o awans, a jak się o niego gra, to nie powinno być presji, tylko dodatkowa motywacja. Ta liga i tabela pokazują, że mamy szanse, i głupio byłoby mówić, że nie gramy o awans.