Fiorentina - Lech Poznań 1:2. Veni, vidi, vici - piłka nożna lubi paradoksy. Lech zwyciężył!

Wszedł Dawid Kownacki na boisko, strzelił gola i zszedł. Wszedł za niego Maciej Gajos, strzelił drugiego. Na samym dnie otchłani sponiewierany kryzysem Lech Poznań, spóźniony na mecz we Florencji, osłabiony i pobity zwyciężył Fiorentinę we Florencji 2:1. Wbił jej dwa gole, wytrzymał końcówkę, napisał kolejny piękny rozdział europejskiej historii. Ktoś potrafi to wyjaśnić?

W trakcie pierwszej połowy meczu Lecha Poznań z Fiorentiną we Florencji stewardzi roznieśli dziennikarzom informacje o frekwencji i sprzedanych biletach. Poza tym, że mecz ogląda 14 293 widzów (z czego 636 kibiców Lecha), można było się przekonać, że zapłacili oni za to 175 tysięcy 522 euro. Podawanie takich kwot nakazuje we Włoszech ustawa antymafijna. To dlatego kibice Lecha, którzy chcieli zapłacić za swe bilety gotówką, zostali odesłani - mają zrobić przelew.

14 tysięcy widzów to bardzo mało na Florencję - w niedzielę na mecz włoskiej ligi z AS Roma przyjdzie około 40 tysięcy kibiców. Na dodatek z tych 14 tysięcy aż 10 tysięcy stanowili karnetowicze. Mało kto kupił bilet specjalnie na mecz z Lechem Poznań. To pokazywało, jak niską rangę ma to spotkanie z punktu widzenia Włochów.

Nie trenera Paulo Sousy jednak, który mógł wypuścić na pojedynek kilku graczy rzadziej dotąd grających, w tym wracającego po kontuzji Giuseppe Rossiego, zwanego Pepito z uwagi na nienarzucający się wzrost. Włoska prasa we Florencji poświęciła mu dwie kolumny - to było największe wydarzenie tego meczu z punktu widzenia Włochów. I zapewne wielu z nich przyszło właśnie dla niego, choćby po to, by zobaczyć, jak potrafi zakręcić obrońcami z Poznania. Tomasz Kędziora dostał od Pepito Rossiego solidną lekcję piruetów i obrotów z piłką godną baletu albo łyżwiarstwa figurowego.

A Polacy? Dla trenera Jana Urbana był to pojedynek niezwykle trudny, zważywszy na sytuację Lecha tej jesieni oraz fakt, że nie mogli zagrać kluczowi gracze. Szymon Pawłowski, Marcin Robak czy Paulus Arajuuri z uwagi na urazy i przemęczenie, Karol Linetty z uwagi na kartki musieli zostać w Poznaniu. Jakby tego było mało, na środowym treningu, który przymusowo musiał odbyć się w Poznaniu, a nie we Florencji, z powodu awarii samolotu i opóźnionego przylotu Lecha, kontuzji nabawił się Darko Jevtić.

Lechowi nie dawano szans

Kontuzje, brak kluczowych graczy, awaria, mecz niemal z marszu po przylocie - to nie dawało nawet marnych szans na to, że powtórzy się wspaniały mecz Lecha z innym włoskim potentatem, Juventusem Turyn, który poznaniacy w 2010 roku zremisowali we Włoszech 3:3. Co więcej, wielu prognozowało dla Lecha wysoką porażkę, sugerując mu, że walkower za niestawienie się na mecz z powodu kłopotów z samolotem byłby mniej dotkliwy.

I rzeczywiście, Fiorentina zamknęła Lecha od pierwszych minut w takich kleszczach, że można było się obawiać o wynik. Do 10. minuty stworzyła kilka okazji, w których albo zagrywała piłkę niedokładnie, do graczy na pozycji spalonej, albo ta przelatywała wzdłuż linii bramkowej. Głęboko cofnięty Lech bronił się przyparty do muru i zaledwie kilku zawodników próbowało zachować zimną krew. Jednym z nich był Abdul Aziz Tetteh, bardzo korzystnie prezentujący się nawet na tle kapitana Lecha Łukasza Trałki, który znów grał niepewnie. Wielu łapało się za głowę, widząc na środku obrony Kolejorza Dariusza Dudkę, tymczasem był on jednym z najbardziej pewnych punktów zespołu.

Defensywa Lecha chwilami grała nerwowo, chwilami dawała Giuseppe Rossiemu sobą zakręcić, ale jednak skutecznie zapobiegała stracie gola, stracie niemal pewnej z punktu widzenia tego, co działo się na boisku. Za to ofensywa Kolejorza była taka jak frekwencja na stadionie Artemio Franchiego - szczątkowa. Denis Thomalla nie potrafił dojść do piłki, David Holman przegrywał pojedynki biegowe z obrońcami Fiorentiny, większość zagrań Lecha nie pozwala na szybkie przeprowadzenie kontry. A gdy dochodziły do tego nagłe straty w ofensywie, tylko zwiększało to ogrom pracy poznańskiej obrony.

Kontra "il bambino d'oro"

Do przerwy jednak broniący się Lech utrzymał bezbramkowy remis. Po niej ruszył Łukasz Trałka i strzelił po akcji skrzydłem na bramkę Fiorentiny. Lech zaczął poczynać sobie śmielej, bez porównania z początkiem tego meczu. Włoska drużyna grała znacznie gorzej niż wtedy, zamykała Lecha na jego połowie, ale nie stwarzała już takiego zagrożenia jak wcześniej. Dopiero w 59. minucie kolejne, skrócone podanie Giuseppe Rossiego do wchodzącego w pole karne Senegalczyka Khoumy Babacara zmusiło Jasmina Buricia do gwałtownej obrony. Przed Kolejorzem otworzyła się jednak szansa, by spróbować jej się odmachnąć jakimś kontratakiem. Nie był jednak w stanie go wyprowadzić, aż wreszcie na boisko za Denisa Thomallę wszedł Dawid Kownacki. I wreszcie Lechowi udało się przeprowadzić taką kontrę. Gergo Lovrencsics zagrał z prawej strony w pełnym biegu, a wbiegający z głębi pola młody lechita, z pomocą obrońcy Nenada Tomovicia, wpakował ją do siatki. Dawid Kownacki - ten "il bambino d'oro" - akcję rozpoczął i on doprowadził do jej skończenia.

Sensacja! Florencja od rzeki Arno aż po katedrę Santa Maria di Fiore zamarła, a radość lechitów odbiła się echem od Ponte Vecchio. Pierwsza taka radość od wielu, wielu tygodni. Fiorentina się wściekła. Chciała od razu zbombardować Lecha, połamać Jasminowi Buriciowi ręce potężnymi strzałami z dystansu (takimi jak Matiasa Vecino), jakby tkanie bardziej wykwintnych akcji już ją przestało interesować.

Dawid Kownacki nie mógł doczekać końca tego, co narobił swoją akcją. Z bolącym kolanem, stłuczonym podczas obrony tego wyniku, opuścił boisko. Veni, vidi, vici. Szybko wszedł, szybko strzelił, szybko zszedł. Zastąpił go Maciej Gajos. Ledwie wszedł, uderzył na bramkę Fiorentiny i padł drugi gol! A bramkarz Jasmin Burić jakby zapytał: "Kownacki bohaterem? Po moim trupie!", po czym w fenomenalny sposób nogami obronił strzał Włochów.

Już w doliczonym czasie Giuseppe Rossi wykorzystał znakomite podanie od Chilijczyka Matiasa Fernandeza, a chwilę potem Jasmin Burić tak wybijał piłkę spod bramki, że trafił wprost w niego i Lech omal wszystkiego nie zaprzepaścił. Ukarana czerwoną kartką (Ante Rebić) Fiorentina zafundowała i swoim kibicom, i fanom Lecha drastycznie nerwową końcówkę. Wtedy gdy Khouma Babacar miał na głowie piłkę meczową, którą zdjął dwóm lepiej ustawionym kolegom, serca wszystkich zamarły. Piłka minęła jednak bramkę.

Pięć lat temu, podczas meczu z Juventusem, lechici zaskoczyli rywali wbiciem dwóch goli na samym początku meczu. Teraz zaskoczyli ich dwoma golami w jego końcówce, przy przewadze rywali. W obu wypadkach napisali historię, której nikt nie spodziewał.

Sam Lewandowski jest wart 70 mln euro. A cała drużyna Adama Nawałki? Sprawdź!

Czy Lech Poznań wyjdzie z grupy w LE?
Więcej o:
Copyright © Gazeta.pl sp. z o.o.