Dlaczego upadł Lech Poznań Macieja Skorży? Jest dobra wiadomość dla Jana Urbana

- Chciałbym być w Lechu Poznań jak najdłużej i zrobić coś, co będzie wspominane latami - mówił po zdobyciu mistrzostwa Polski trener Maciej Skorża. Tego, co stało się z Kolejorzem, nikt szybko nie zapomni, ale na pewno nie z powodów, które miał na myśli ówczesny szkoleniowiec.

Od kilku lat w ekstraklasie powtarza się pewien schemat. Z jednym wyjątkiem (Henning Berg w poprzednim sezonie) trener, który zdobywa ze swoją drużyną mistrzostwo kraju, zostaje zwolniony w trakcie kolejnego sezonu. Przeżył to w Lechu Poznań Jacek Zieliński, zaledwie kilka miesięcy po zdobyciu tytułu w 2010 roku, przeżył teraz Maciej Skorża. Dlaczego i jego dosięgła klątwa mistrzostwa?

Będziemy w Lidze Mistrzów!

Po pierwszym meczu sezonu nic na to nie wskazywało. Ba, zdobyty w świetnym stylu Superpuchar Polski zwiastował raczej początek nowej ery w historii klubu, niż to, że wkrótce nadejdą gigantyczne problemy. - Od czasów Łazarka nie było takiej gry! Królu! Będziemy w Lidze Mistrzów, zoboczysz! - wykrzykiwał przy klubowej recepcji Henryk "Luluś" Zakrzewicz, przed laty sponsor Lecha. Straszliwie pomylił się nie tylko on, ale chyba każdy, kto zachwycał się tamtym występem mistrzów Polski.

Problemy zaczęły się już po pierwszym meczu ekstraklasy. Pogoń Szczecin, którą Lech kilka tygodni wcześniej pokonał w jednym z ostatnich meczów mistrzowskiego sezonu 1:0, tym razem wygrała przy Bułgarskiej 2:1. - Niestety, jak widać, łączenie gry w pucharach z występami w lidze będzie trudniejsze, niż nam się wydawało - rzucił po raz pierwszy trener Maciej Skorża, ale wtedy jeszcze nikt chyba nie zdawał sobie sprawy ze skali problemu.

Kolejne ciosy zaczęły spadać na Lecha Poznań bardzo szybko. FC Basel, które po zmianie trenera i sprzedaniu kluczowych piłkarzy miało być w zasięgu lechitów, pokonało ich dwukrotnie. Marzenia o Lidze Mistrzów przy Bułgarskiej prysnęły więc już na początku sierpnia.

Z tego jednak nikt jeszcze nie robił tragedii, bo władze klubu dość sprytnie zdefiniowały cel postawiony przed zespołem. Miał to być awans do fazy grupowej - jeśli nie Champions League, to chociaż Ligi Europejskiej. I ten udało się zrealizować, choć na pewno z pomocą przyszła tu słaba forma i wielkie problemy Videotonu Szekesfehervar.

Lech przetrenowany czy wręcz przeciwnie?

- Być może po awansie do fazy grupowej Ligi Europejskiej trzeba będzie odwrócić priorytety i ratować ligę - mówił po kolejnej ligowej porażce Maciej Skorża po kolejnej porażce w ekstraklasie.

Znów powtórzył, że problemy w grze biorą się między innymi z tego, że część piłkarzy nie jest w stanie grać na wysokim poziomie co trzy dni. - Nie wszyscy zawodnicy odpowiednio się regenerują. Robimy co w naszej mocy, ale jeżeli brakuje siły to trudno wygrywać mecze - tłumaczył.

To były bardzo ważne słowa, które świadczyły jednak o sporym problemie w drużynie mistrza Polski. - Przygotowanie fizyczne jest bazą do wszystkiego: do treningu technicznego, taktycznego. Jeżeli zawodnik nie jest dobrze przygotowany fizycznie, to źle odbiera bodźce wysiłkowe - tłumaczy dr Jakub Kryściak, fizjolog AWF w Poznaniu. - Do tego pojawia się zmęczenie psychofizyczne. To uniemożliwia zawodnikowi zautomatyzowane wykonywanie czynności, z którymi dotychczas nie miał problemu. Zaczyna mieć problemy z techniką, skutecznością, koncentracją z realizacją założeń taktycznych.

Skąd wzięły się więc problemy piłkarzy Lecha Poznań? Czy to tylko kwestia wrodzonych predyspozycji lub ich braku, czy jednak mogły zostać popełnione błędy w przygotowaniach. - Polska liga opiera się na przygotowaniu fizycznym i często zdarza się tak, że drużyna, która gra dobrze w jednej rundzie, w następnej po źle przepracowanym okresie przygotowawczym notuje zdecydowanie słabsze rezultaty - mówi Jakub Kryściak. - Zepsuć przygotowanie fizyczne drużyny można np. zmieniając kolejność treningów w mikrocyklu. Zarówno zbyt ciężkie treningi, jak i niewłaściwe ułożenie obciążeń treningowych może prowadzić do problemów. Bardzo często decydują o tym z pozoru trudne do dostrzeżenia detale. Zawsze łatwiej jest "dotrenować" zawodnika niż pracować z takim, który jest przetrenowany - wyjaśnia.

Jak było w przypadku Lecha Poznań? Pewnie za szybko się nie dowiemy, bo wyniki badań, które obrazują poziom wytrenowania piłkarzy, to dość pilnie strzeżona tajemnica. Prezes Kolejorza Karol Klimczak często podkreślał w ostatnich tygodniach, że przygotowanie zespołu do sezonu jest odpowiednie.

Mało punktów, dużo problemów

Jeszcze miesiąc temu, podczas poprzedniej przerwy na mecze reprezentacji narodowych, Lech Poznań miał wykorzystać wolne od meczów. Miało nadejść katharsis, a po nim mistrzowie Polski, z nowym piłkarzem, Maciejem Gajosem, mieli wreszcie zacząć wygrywać.

O tym, że zespół jest w kryzysie nikt przy Bułgarskiej nie chciał słyszeć. Karol Klimczak zapewniał: - Teraz mamy cztery punkty, zaraz będziemy mieć siedem, później dziesięć... O kryzysie będę mógł mówić wtedy, gdy zostaniemy na tym czternastym miejscu do połowy grudnia. A tak nie będzie. Teraz kryzysu nie ma, jest trudna sytuacja.

Od tej wypowiedzi piłkarze Macieja Skorży rozegrali cztery mecze i zdobyli... punkt. Mistrz Polski wylądował na dnie tabeli ligowej, bez realnej szansy na to, by szybko opuścić strefę spadkową.

Jakby problemów było mało, zaczęły się rozchodzić drogi klubu i kibiców. Podczas meczu z Podbeskidziem, trybuny od momentu straty gola niemiłosiernie lżyły piłkarzy. Fatalna była również frekwencja. Pełen stadion z meczów z niedawnych meczów z Wisłą Kraków czy Legią Warszawa był już tylko wspomnieniem. Doszło do tego, że pierwszy mecz Ligi Europejskiej, na który czekano przecież w Poznaniu pięć lat (!), zamiast być świętem futbolu był jego pogrzebem. Puste trybuny, brak dopingu i bezbarwne 0:0 z portugalskim Belenenses. Tak Lech przywitał się z Europą po kilku latach nieobecności.

Kolejny cios trener Maciej Skorża dostał od zarządu klubu. Miał ratować sytuację w ekstraklasie, nawet kosztem słabszych wyników w pucharach. - Gdyby ktoś mi trzy miesiące temu powiedział, że będziemy rozpoczynali fazę grupową w tak podłych nastrojach, nie uwierzyłbym. Nigdy nie ukrywałem, że puchary są dla mnie kwintesencją tego, co robimy. Musimy jednak ratować ligę, natychmiast zacząć zdobywać punkty - wzdychał trener Lecha Poznań.

To już spirala porażek

Skończyło się na tym, że Maciejowi Skorży nie wychodziło już ani wygrywanie w ekstraklasie, ani sprawianie niespodzianek w Europie. Zdążył zachować szanse na zdobycie Pucharu Polski po wymęczonej, ale jednak wygranej z Ruchem Chorzów i awansie do ćwierćfinału.

Nie zadziałało jednak zaklęcie, które piłkarze powtarzali od tygodni, że wystarczy im jeden dobry mecz, jedno zwycięstwo, jedna zdobyta bramka. Gdy to się stanie, wszystko wróci do normy. Ale nie wróciło - 2:5 z Cracovią pokazało Lecha Poznań całkowicie rozbitego. Kiedy patrzyło się na grę tej drużyny, to ostatnią rzeczą, jaką można było o niej pomyśleć, to, że kilka miesięcy wcześniej została mistrzem Polski. Kolejorz kompletnie nie istniał na boisku jako zespół. Widać było, że problem piłkarzy nie leży tylko w nogach.

- W przygotowaniu mentalnym dąży się do tego, żeby zawodnik bez względu na okoliczności potrafił boisku pokazywać się z jak najlepszej strony - tłumaczy Magdalena Kemnitz, psycholożka sportu. - Jeżeli piłkarz gra poniżej swoich oczekiwań, jego pewność siebie spada. Może pojawić się lęk przed kolejnym słabym występem. Wpada się w spiralę porażek, w której zamiast myśleć o tym jak dobrze zagrać, zawodnik zaczyna się zastanawiać, co się stanie, jeżeli źle poda piłkę czy niecelnie strzeli.

I tak faktycznie zaczynała wyglądać gra wielu zawodników Lecha Poznań. - Poza tym na formę duży wpływ ma nastrój. Jeżeli po każdym meczu jest on fatalny, to wpływa to na dyspozycję w kolejnych dniach, a energia danego piłkarza jest zdecydowanie obniżona. Czasem też niepotrzebnie po kilku porażkach chce się dokonywać wielkich zmian. Jeżeli zawodnicy widzą, że u trenera czy władz klubu pojawia się nerwowość, to udziela się ona też samemu zespołowi. Bardzo złą sytuacją jest też to, że zespół nie wie, dlaczego przegrywa - wyjaśnia Magdalena Kemnitz.

W sezonie nie ma czasu na naukę

A to, że zawodnicy sami nie znają przyczyny tak gwałtownego spadku formy, słychać było z ich ust niemal co tydzień. - Nie potrafię wytłumaczyć tego, co się z nami dzieje - mówił na przykład Marcin Kamiński. Takich samych wypowiedzi w ostatnich tygodniach udzieliło jeszcze wielu lechitów.

Co gorsza, nie było wiadomo nie tylko, skąd bierze się fatalna gra i porażki, ale też kiedy i jak wdrożyć jakiś plan naprawczy. - Kiedy drużyna nie jest przygotowana do sezonu, to w momencie, gdy mamy dużą liczbę meczów, nie ma możliwości, by nadrobić błędy. Po prostu nie ma zbyt wiele czasu, by trenować - twierdzi Jakub Kryściak. - Mamy mecze co trzy-cztery dni, do tego liczne podróże, więc musimy bazować na tym, co wypracowaliśmy wcześniej. Jeżeli chcemy nad czymś dodatkowo potrenować, to natrafiamy na ogromny problem. W czasie sezonu przerwy między meczami powinny tak naprawdę służyć przede wszystkim regeneracji.

Lech Poznań bez odpowiedniej formy sportowej i fizycznej, a do tego z coraz niższym morale i spuszczonymi głowami piłkarzy, wyglądał na pacjenta, którego nie da się już uratować. - Strefa mentalna również jest bardzo ważna w aspekcie przygotowania fizycznego. Kiedy bowiem jesteśmy zestresowani, czujemy się zmęczeni. Nasz organizm zdecydowanie gorzej wtedy odpoczywa. Dodatkowo zawodnicy poddawani są różnym negatywnym bodźcom z zewnątrz. Jeżeli wchodzimy w spiralę przemęczenia fizycznego i psychicznego, to wszystko zaczyna się nakręcać - tłumaczy dr Kryściak.

Urban bez szans? Niekoniecznie!

Na wspomniane problemy nałożyły się jeszcze niezbyt szczęśliwe decyzje transferowe i kontuzje. - Już w poprzednim sezonie było widać, że tak naprawdę mamy dwunastu-trzynastu piłkarzy, których trudno jest zastąpić. A teraz problemy ze zdrowiem ma duża grupa zawodników ofensywnych. Z konieczności muszą grać nowi zawodnicy, którzy jeszcze nie do końca poznali schematów gry, dużo jest też młodych piłkarzy - mówił trener.

Jednak i to nie mogło tłumaczyć faktu, że poznaniacy bronią mistrzostwa Polski najgorzej ze wszystkich w blisko 90-letniej historii rozgrywek piłkarskich w Polsce. - Trzeba pamiętać o tym, że nie każdy zawodnik umie udźwignąć sukces. Czasami zdarza się tak, że po osiągnięciu pewnego celu, jakim było w przypadku Lecha mistrzostwo, kolejne, jakie przed nim stoją, tworzą na sportowcu taką presję, z którą on sobie nie radzi - mówi Magdalena Kemnitz.

Czy to oznacza, że wyciągnięcie lechitów z dołka będzie trudniejsze niż może się spodziewać nowy trener Jan Urban? Wcale nie musi tak być. - Gdy obserwuję mecze Lecha Poznań, to dostrzegam, że piłkarze wcale nie padają ze zmęczenia po 70 minutach gry, kiedy tych sił faktycznie może zacząć brakować. Intensywność wysiłku meczowego jest dobra. Gołym okiem nie wygląda to źle. Na pewno Lech nie odstaje od innych drużyn pod względem przygotowania fizycznego - mówi Jakub Kryściak. - Piłkarze Lecha stwarzają sobie przecież sytuacje bramkowe, których jednak nie wykorzystują. Trudno racjonalnie wytłumaczyć to, co stało się z drużyną mistrzów Polski, ale są pewne rzeczy, które nie śniły się nawet fizjologom - kończy dr Kryściak.

Zobacz wideo
Więcej o:
Copyright © Gazeta.pl sp. z o.o.