GKS Katowice - Stomil Olsztyn 2:2. Bez kibiców i bez zwycięstwa. Smutny wieczór przy Bukowej

Karygodne błędy w obronie sprawiły, że GKS Katowice na swoim stadionie znów nie wygrał. Stomil Olsztyn postawił gospodarzom trudne warunki, dwukrotnie obejmując prowadzenie.

Kiedy GKS Katowice awansuje do ekstraklasy? Podyskutuj na Facebooku >>

Gdyby nie poniedziałkowa decyzja Piotra Litwy, wojewody śląskiego, napisalibyśmy, że najważniejszą przedmeczową liczbą było jeden. Ledwie tyle punktów w trzech ostatnich domowych spotkaniach zdobył bowiem GKS Katowice. Ale że wspomniany wojewoda wolał wkroczyć do akcji, to rządziło zero. Czyli zero kibiców, zero dopingu, zero atmosfery.

A jak z poziomem gry? Spotkanie rozkręcało się powoli. Dość wspomnieć, że w pierwszym kwadransie ciekawie było ledwie raz - w dobrej sytuacji znalazł się Grzegorz Goncerz, ale uderzył wprost w Piotra Skibę. O okazjach dla gości właściwie nie było natomiast mowy, bo ci rozpoczęli mocno defensywnie. Około 20. minuty swoją taktykę jednak zmienili, co zresztą szybko przełożyło się na zagrożenie pod bramką Rafała Dobrolińskiego. I o ile strzał Karola Żwira golkiper GieKSy sparował jeszcze na słupek, o tyle pojedynek z Rafałem Kujawą już przegrał. Inna sprawa, że do owego pojedynku w ogóle by nie doszło, gdyby na wysokości zadania stanęła katowicka defensywa. A tak Kujawa wbił katowiczanom małą szpilę. Latem przy Bukowej pożegnano go przecież bez żalu.

Na przerwę drużyny schodziły jednak w podobnych nastrojach. Wszystko za sprawą akcji gospodarzy z 41. minuty, którą Tomasz Wełna przerwał - we własnej "szesnastce" - faulem na Macieju Bębenku. Sędzia Tomasz Radkiewicz - przy sporych protestach zawodników Stomilu - podyktował rzut karny. Takich okazji Goncerz zaś nie marnuje.

Na nieszczęście dla GKS-u, po zmianie stron rozegrał się Irakli Meschia. Urodzony w Gruzji obywatel Ukrainy udokumentował to w 59. minucie, kiedy pokonał Dobrolińskiego efektownym strzałem przy słupku. Tyle że znów kompletnie zawiodła defensywa gospodarzy! Jerzy Brzęczek mógł tylko załamać ręce...

Jednak już chwilę później wiara w zwycięstwo katowiczan wróciła, bo piłkę do siatki skierował - zresztą naprawdę ładnym strzałem - Paweł Szołtys. Zanosiło się na emocjonującą końcówkę i... nic z tego. Nie sposób co prawda napisać, że podział punktów którąś ze stron zadowalał, ale pomysłu na to, jak zmienić wynik, wyraźnie brakowało. Tym sposobem najważniejszym, co warto odnotować z ostatnich minut, okazała się... czerwona kartka, którą został ukarany Rafał Pietrzak.

ŚLĄSK.SPORT.PL na Twitterze. Obserwuj już teraz >>

Najlepszy transfer lata to:
Więcej o:
Copyright © Gazeta.pl sp. z o.o.