W drodze do perfekcji, czyli mało snu na Rajdzie Maroka

Rafał Sonik tak odjeżdża rywalom w Rajdzie Maroka, że widzą go tylko na starcie. - A mogę być szybszy o 15-20 minut - podkreśla krakowianin

Rajd Maroka to wielka impreza. Startuje około 300 zawodników, dla których pracuje 400 osób - mechanicy, logistycy, menedżerowie teamów, osteopaci i dziennikarze, a o organizację wyścigu dba 150 osób. Oprócz ścigających się motocykli, aut, quadów czy ciężarówek jest mnóstwo pojazdów do pomocy. W sumie około 650 wozów.

- To bardzo duże przedsięwzięcie, nad którym pracujemy cały rok. W styczniu szkicujemy trasę, w lutym ją dokładniej wytyczamy, a w marcu zaczynamy rejestrację - tłumaczy Emma Croix, dyrektor rajdu. - Bardzo wspierają nas władze, a król Muhammad VI objął imprezę patronatem. Policja pomaga nam poprzez kierowanie ruchem, a także wystawia patrole pod hotelami, by uczestnicy czuli się bezpiecznie. Chcemy widzieć na starcie i mecie wszystkich uczestników, w dodatku uśmiechniętych.

Z Sonikiem do Maroka przyjechało dziewięć osób - z Polski, Hiszpanii czy Stanów Zjednoczonych. O quada dbają przede wszystkim Jarosław Zając i Lenny Duncan. Amerykanin to dla Sonika nauczyciel. Pierwszy raz spotkali się w 2001 roku we Francji podczas 12-godzinnych zawodów w Pont de Vaux. - Był jak duże dziecko. Pamiętam, jak uparcie stał kilka godzin z całym sprzętem i czekał, aż w końcu z nim porozmawiam. Miałem tylko 15 minut, ale tak się zaczęło i w końcu zgodziłem się przygotowywać go do startów - wspomina Duncan. - Jaki jest? Wymaga od ludzi, by pokonywali słabości. By latali coraz wyżej, bo to też pozwoli jemu się wznosić.

Już na pierwszym etapie ekipa się o tym przekonała. Gdy przyjechał na metę na pustyni, z przejęcia nikt nie wziął dla niego wody. Nie obyło się bez kilku uszczypliwych uwag.

Obserwuj @krakow_sport_pl

Osoba, która najmniej śpi, a już prawie w ogóle w pokoju hotelowym, to Jarek Zając. Woli zostać na biwaku, by jeszcze posprawdzać swoje ukochane dziecko, czyli quada. W hotelu zwykle najwcześniej wstaje osteopata Stanisław Czopek. Pod jego ręce nieraz kładli się Adam Małysz czy Krzysztof Hołowczyc. Jedno z jego podstawowych porannych zadań to... obudzenie Sonika, a przed startem przygotowanie napojów, odżywek czy napełnienie tzw. camelbacka. Na mecie podaje napoje, schładza twarz, potem nawet przez dwie godziny masuje. - Dbam o narząd ruchu Rafała, czyli o całe ciało - podkreśla.

Z ekipy i swojej jazdy Sonik powinien być zadowolony. Po wtorkowym etapie nad drugim w klasyfikacji quadów Eduardo Sechanizem ma prawie 4,5 godziny przewagi.

Na mecie został zaskoczony przez kilkudziesięciu Polaków. Pojawili się tam uczestnicy wyjazdu firmowego organizowanego przez producenta oleju samochodowego. Wracali z wycieczki na pustynię i zobaczyli ścigające się samochody, motocykle i quady. Na mecie zaczęli skandować nazwisko Sonika, robić dziesiątki zdjęć, a na koniec odśpiewali mu "Sto lat". - Coś niesamowitego - cieszył się zwycięzca Dakaru.

Więcej o:
Copyright © Gazeta.pl sp. z o.o.