GKS Katowice - Rozwój Katowice 2:2. Trwa kryzys GieKSy, beniaminek mógł nawet wygrać

- Zejdźcie z boiska, nie róbcie z nas pośmiewiska - skandowali pod koniec meczu kibice GKS-u Katowice. Ambitnie grający Rozwój Katowice wywalczył na Bukowej remis, choć Sebastian Gielza był nawet bliski zwycięskiej bramki.

- Miejsce GKS-u jest w ekstraklasie - mówił przed meczem Mirosław Smyła, trener Rozwoju, a jego zawodnicy wzięli sobie te słowa do serca ciut za bardzo, rozpoczynając mecz bojaźliwie. Gospodarze natomiast chętnie korzystali. O ile jednak gra toczyła się niemal wyłącznie na połowie gości, o tyle stwarzanie sobie okazji bramkowych tak dobrze GieKSie już nie szło. Z drugiej strony - kiedy już się udało, od razu zrobiło się 1:0. To zasługa Adriana Frańczaka (precyzyjne dośrodkowanie) i Bartosza Iwana (równie precyzyjna "główka").

I choć zanosiło się na to, że od tego momentu miejscowi będą mieć już z górki, w życie wszedł zupełnie inny scenariusz. Ten sam Rozwój, który do tej pory bramce Mateusza Kuchty nawet nie zagroził, wykorzystał bowiem już pierwszy wypad w pole karne rywali. Konkretniej - zrobił to Łukasz Kopczyk, finalizując strzałem głową zagranie z rzutu rożnego Tomasza Wróbla. Co by nie mówić - na Bukowej zapanowała mała konsternacja. Inna sprawa, że nie trwała długo, bo Oliver Praznovsky, czyli nowy człowiek w szatni GieKSy, postanowił udowodnić, że przyda się nie tylko we własnej "szesnastce". Gospodarze znów mogli kontrolować grę i znów z tej okazji nie skorzystali, zostawiając Wróblowi tyle miejsca, że ten po swoim naprawdę długim rajdzie wzdłuż linii bocznej zdołał jeszcze znaleźć się oko w oko z Kuchtą. I nie pomylił się. Kibice zaczęli z kolei skandować: "Gdzie jest ta GieKSa? Hej, zarząd, gdzie jest ta GieKSa?". Wtedy ludzie Smyły sprawiali już wrażenie znacznie bardziej pewnych siebie. O tym, by to Rozwój dyktował warunki, nie było co prawda mowy, ale beniaminek na dobre uwierzył w to, że na Bukowej wcale nie musi przegrać.

Ale że akurat w tym meczu gol był raczej zwiastunem nadchodzących kłopotów, to niedługo przed świetną okazją stanął Grzegorz Goncerz. Ba, choć swojej pierwszej próby król strzelców ligi nie wykorzystał, to miał jeszcze dobitkę. I tej jednak na wybuch radości trybun nie zamienił. Mało tego: w 81. minucie to drużyna ze Zgody była o krok od prowadzenia - efektowny strzał z dystansu Sebastiana Gielzy zatrzymał się na słupku. - Zejdźcie z boiska, nie róbcie z nas pośmiewiska! - tak na szansę Rozwoju zareagowali miejscowi kibice. Później zaś brawami nagradzali udane zagrania rywali.

- Mamy jasno określony cel, próbujemy grać coraz lepiej, dokształcać się. Ten mecz udowodnił, że jesteśmy w stanie to robić - podkreślał Smyła. - Żałuję sytuacji Goncerza. To była piłka meczowa - a to już słowa Ireneusza Kościelniaka, który - wobec wakatu na stanowisku pierwszego trenera - dyrygował GieKSą z ławki rezerwowych.

GKS Katowice - Rozwój Katowice 2:2 (2:1)

Bramki: 1:0 Iwan (11., głową), 1:1 Kopczyk (26., głową), 2:1 Praznovsky (38., głową), 2:2 Wróbel (55.)

GKS: Kuchta - Czerwiński, Praznovsky Ż, Kamiński, Pietrzak - Pielorz - Frańczak, Trochim (64. Burkhardt), Iwan (84. Ciechański), Bębenek (84. Wołkowicz) - Goncerz.

Rozwój: Soliński - Gonzalez, Kopczyk, P. Gałecki Ż (76. Jaroszek), Winiarczyk - M. Gałecki, Cholerzyński - Tkocz (69. Mielnik), Wróbel, Kun - Kozłowski (79. Gielza).

Widzów: 1800; sędziował: Sebastian Krasny (Kraków).

Więcej o:
Copyright © Gazeta.pl sp. z o.o.