KS Toruń: organizacja tego sezonu dużo lepsza od zawodników

Niezależnie od tego, jak skończy się sezon żużlowego KS Toruń, pewne jest jedno - najsłabszym jego ogniwem okazali się sami zawodnicy.

Klub jako organizacja przeszedł ten sezon znacznie lepiej niż drużyna w kontekście sportowym. Mimo braku sponsora strategicznego spółka przeszła sezon bez wstrząsów i choćby cienia problemów finansowych, jakie coraz częściej ma konkurencja. Udało się przyciągać kibiców na stadion, zapewnić im niemniejszą rozrywkę jak za złotych czasów Romana Karkosika. Było kilka nowych pomysłów na budowę wizerunku i ciekawe próby ściślejszej współpracy z kibicami. Można odnieść pozytywne wrażenie, że tak jak klub przez lata od kibiców się oddalał, teraz - przynajmniej na platformie komunikacji - się do nich zbliża. Szkoda, że tego poziomu nie osiągnął zespół. Był zbudowany ciekawie, ale szczególnie w drugiej połowie rozczarował. Pożegnalny mecz na Motoarenie, ostentacyjne wręcz zera Grigorija Łaguty, swoisty tumiwisizm Jasona Doyle'a - wszystko to było chwilami wstydliwe, żenujące, niegodne wizerunku klubu jako całości.

Inna sprawa, iż był to skład na miarę możliwości budżetowych. I to, że KS Toruń przeszedł przez sezon bez finansowego kryzysu, jest jego wielkim osiągnięciem. Jak łatwo popaść w ciągu kilku miesięcy w długi pokazuje bowiem historia innych klubów. To, że nie ma chętnych, by do ekstraligi awansować - bo jest za droga - też przemawia do wyobraźni.

Więcej o:
Copyright © Gazeta.pl sp. z o.o.