Piast Gliwice. Radosław Murawski: Trwał trening, a trener wyciągnął telefon i nagrywał kibiców [ROZMOWA]

- To, że wygraliśmy siedem z dziewięciu spotkań, nie sprawia, że wariujemy. Tak jak nie wariowaliśmy, kiedy przed pierwszą kolejką spisywano nas na spadek - mówi Radosław Murawski, kapitan Piasta Gliwice.

O co Piast Gliwice zagra w przyszłym sezonie? Podyskutuj na Facebooku >>

Kamil Kwaśniewski: Gliwicka szatnia jest tak międzynarodowa, że pewnie bez dobrej znajomości języka angielskiego ani rusz.

Radosław Murawski: Uczę się go przede wszystkim dla siebie, bo w tym zawodzie nigdy nie wiadomo. Dzisiaj jesteś tutaj, jutro możesz być w zupełnie innym miejscu. A w naszej szatni ten angielski - wbrew pozorom - wcale nie jest niezbędny. Używamy go tylko w ostateczności, kiedy już naprawdę trudno wytłumaczyć coś po polsku. Zazwyczaj jednak się udaje.

Martin Nespor na przykład wywiadów po polsku jeszcze nie udziela.

- On akurat trochę się jeszcze tego naszego języka boi, ale - z drugiej strony - czeski i polski są do siebie bardzo podobne. Jak wkurzę się na niego i krzyknę coś po polsku, to spokojnie to rozumie. Tak samo jest w drugą stronę (śmiech). Poza tym język piłkarski jest uniwersalny.

Często wspominacie o świetnej atmosferze w szatni. Poda pan receptę?

- Nic nie bierze się z niczego, więc i my mamy swoją, ale nie będę zdradzał. Mogę powiedzieć tyle, że ta atmosfera to rzeczywiście podstawa. Może nie iść nam na boisku, klub może mieć problemy innej natury, ale szatnia zawsze musi trzymać się razem.

Jednocześnie Radoslav Latal... trzyma was w ryzach. Na piwo po meczu nie pozwala.

- Kiedyś poszło takie pytanie, ale trener szybciutko odesłał nas z powrotem (śmiech). To, co mówi, jest święte.

Miał pan w Piaście bardziej wymagającego trenera?

- Podobnie było za trenera Brosza. On również oczekiwał od nas stu procent profesjonalizmu. Można nawet powiedzieć, że on to zapoczątkował, a trener Latal kontynuuje.

Zupełnie inaczej traktował szatnię Angel Perez Garcia.

- Superczłowiek. Pozytywny, uśmiechnięty. Jak chyba każdy Hiszpan. A jako trener? Różnie z tym bywało. Nie ukrywam, że traktowaliśmy go bardziej jako kolegę, bo i takie było jego podejście. Również w stosunku do kibiców, z którymi bardzo się identyfikował. Same treningi to była natomiast taka typowa hiszpańska zabawa.

Na pewno żartowaliście z tej jego słynnej twórczości w Paincie [w tym programie komputerowym Hiszpan tworzył proste grafiki, przede wszystkim dotyczące zwycięstw Piasta, by później publikować je na Twitterze - przyp. red.].

- Zna pan odpowiedź (śmiech). Była szydera, ale w pozytywnym sensie. Wiadomo, mistrzem Painta to trener Garcia nie był. Na szczęście ludzie z Canal Plus zrobili ładniejszą grafikę, więc tę swoją trener usunął (śmiech). Pamiętam, jak zabronił nam używania telefonów dzień przed meczem. Zaraz potem mamy rozruch przed derbami z Górnikiem Zabrze, na który przyszli nasi kibice, by zmobilizować nas do wygranej. I nagle widzimy, jak trener zapomina o tym, że trwa trening, wyciąga z kieszeni telefon i nagrywa kibiców.

Teraz przed wami mecz ze Śląskiem Wrocław. Czyli z rywalem, który za sprawą spotkania z maja 2013 roku kojarzy się panu wyjątkowo dobrze.

- Wszedłem na boisko w 90. minucie. Trener Brosz mówił mi wtedy: "Muraś, gramy w dziesięciu, musimy utrzymać ten remis. Jak będzie trzeba, to sfauluj. Nawet na żółtą kartkę". Wyszło tak, że nie sfaulowałem, tylko zapędziłem się do przodu i zdobyłem zwycięskiego gola. Rzeczywiście, chyba najlepszy moment mojej dotychczasowej przygody z piłką.

Jak długo Piast będzie liderem?

- Wielu powie, że skoro mamy sześć punktów przewagi, to na pewno jeszcze przez dwie kolejki, a później może być różnie. My tak nie myślimy. Mecz ze Śląskiem to dla nas taki mały finał, później będzie nim Wisła. A cel pozostaje taki sam jak przed rozpoczęciem sezonu, czyli pierwsza ósemka. Twardo stąpamy po ziemi. To, że wygraliśmy siedem z dziewięciu spotkań, nie sprawia, że wariujemy. Tak jak nie wariowaliśmy, kiedy przed pierwszą kolejką spisywano nas na spadek.

Co jest bardziej prawdopodobne na koniec sezonu?
Więcej o:
Copyright © Gazeta.pl sp. z o.o.