Grzegorz Waranecki: Jesteśmy tym zbulwersowani. I nie mam na myśli decyzji pana burmistrza, ale zachowanie kibiców. Mieliśmy z nimi umowę, że podczas meczu z Astorią Szczerców nie będzie żadnej pirotechniki. A niestety była. Gdyby nie te petardy, to kolejne mecze też rozgrywalibyśmy w Aleksandrowie. A już na pewno nie będziemy. I mamy duży problem, gdzie grać.
- Były to trzy osoby, które były przedstawicielami kibiców. Umowa nie została jednak dotrzymana.
- Ja myślę, że była to próba sił. Są kibice, chociaż nie wiem, czy można ich nazwać kibicami, którzy chcieli pokazać, że to oni rządzą w Widzewie. Nie ma problemu - jeśli chcą rządzić, to muszą przejąć klub i go finansować. A zdaje się, że nie o to im chodzi.
- To grupa ludzi, którzy nie mają Widzewa w sercu, tylko Widzew służy im do robienia interesów, do zarabiania pieniędzy. Ale oczywiście nie dla klubu, tylko dla siebie. Przy okazji oni są jak gangrena, która kawałek po kawałku niszczy Widzew.
- Na przykład na biletach. Na meczu w Aleksandrowie, to kibice rozprowadzali bilety. Przekazaliśmy je stowarzyszeniu kibiców za 20 zł za sztukę, a oni sprzedawali po 25 zł. Czyli chodziło o zarobek. Osoby, o których mówię, chcą też wstawić swoją ochronę na stadion, punkty gastronomiczne, chcą handlować pamiątkami itp. Tyle tylko, że pieniądze zarobione w ten sposób nie mają być przeznaczone na działalność klubu, ale trafić do ich kieszeni.
- Oczywiście. Ludzi, o których mówię, jest garstka. Oni mają jednak bardzo duży wpływ na wiele osób. Prawdziwi kibice przekazali niedawno klubowi 50 tys. zł, które zebrali w ramach Wielkiej Orkiestry Widzewskiej Pomocy. Wpłacali je ludzie, którym Widzew leży na sercu - z całego świata. Na pewno nie tamci, o których wspominam. Oni nie wydali złotówki!
- To ludzie, którzy rządzą w środowisku kibicowskim i którzy najwyraźniej sieją w nim postrach. I są nietykalni. Powtarzam jednak jeszcze raz: większość kibiców zachowuje się wspaniale - pomagają nam od początku w wielu sprawach. Oni naprawdę kochają Widzewa i chcą dla niego jak najlepiej. Nawet niedawno w Paradyżu jedna z kibicek, która na Widzew chodzi od wielu lat, zauważyła u kogoś race. Podeszła do tych osób i powiedziała, że nie ma możliwości, by te race zostały odpalone. I została posłuchana, bo jest w środowisku kibiców autorytetem. I właśnie o to chodzi, by jedna osoba pilnowała drugiej, by nie zaszkodzić Widzewowi, który się odradza. Niestety, są tacy, którzy chcą wszystko popsuć. I przede wszystkim chcą zarobić na klubie.
- To samo co ja! Że trzeba jak najszybciej rozwiązać tę sprawę. A jeśli jej nie rozwiążemy, to później będzie duży problem i już się z nim nie uporamy. Jest wiele klubów, które pozwoliły tzw. kibicom wtrącać się do rządzenia i nie wyszły na tym dobrze. Ja uważam, że albo szybko sobie poradzimy z tymi ludźmi, albo trzeba zamykać klub. Dać sobie z tym wszystkim spokój.
- Uważam, że sobie poradzimy. Zbigniew Boniek mówił wiele razy, że kibice są od kibicowania, i ja się z tym całkowicie zgadzam.
- Pracujemy nad tym. Ta garstka ludzi na pewno nie zamąci w głowach tysiącom kibiców. Zresztą liczę też na to, że prawdziwi fani Widzewa przemówią tamtym do rozsądku.
- Tak. Mamy pewien program, podobny do barcelońskich socios, ale na razie nie chcę mówić o szczegółach. W skrócie chodzi o to, żeby każda złotówka, którą kibic chce przeznaczyć na Widzew, trafiała na potrzeby klubu. A jeśli ktoś chce zarabiać dla siebie, to z dala od klubu.