Talant Dujszebajew: Kibice muszą w nas uwierzyć [ROZMOWA]

- Jestem spokojny po remisie w Szczecinie, to nie jest żadna katastrofa. Z szacunkiem dla wszystkich zespołów w Superlidze, najważniejsza dla nas data to 20 września i początek Ligi Mistrzów - mówi Talant Dujszebajew, trener Vive Tauron Kielce.

* ROZMOWA Z TALANTEM DUJSZEBAJEWEM

PAWEŁ MATYS: Ledwo się sezon zaczął, a już zimny prysznic.

Talant Dujszebajew: (śmiech) Zawsze powtarzam, że w Kielcach jesteśmy przyzwyczajeni do wygrywania. Każda strata punktów jest wielką tragedią. A katastrofy nie ma. Zachowajmy spokój, przecież straciliśmy punkt w rundzie zasadniczej pierwszy raz w ciągu trzech sezonów. Nie jesteśmy z tego zadowoleni, bo każdy z nas chciał wygrać, ale nie zrobiliśmy wszystkiego, by tak się stało. Trzeba też pogratulować Pogoni, bo zagrała supermecz, a ich bramkarz Edin Tatar był prawdziwym bohaterem.

Zmartwił pana w ogóle ten remis?

- Jestem spokojny. Z szacunkiem dla wszystkich zespołów w PGNiG Superlidze, najważniejsza dla nas data to 20 września i początek Ligi Mistrzów. Na ten dzień chcemy być w dobrej formie i przygotowani na 100 procent. Trzeba pamiętać, że z Pogonią mieliśmy problem na środku rozegrania, nie mieliśmy playmakera. Nie płaczę jednak z tego powodu, jak i z faktu, że nie udał się manewr na tej pozycji z Ivanem Cupiciem. W Szczecinie zawsze nam się trudno grało, w ubiegłym sezonie graliśmy w pełnym składzie, a wygraliśmy dopiero w końcówce [33:30 - red.]. To jest tylko sport, a kibiców proszę, by uwierzyli w to, co robimy na treningach.

Ten sezon będzie wyjątkowy choćby z faktu nowej formuły Ligi Mistrzów. Podoba się ona panu?

(głębokie westchnienie ) - Dla EHF-u oczywiście to będzie superimpreza, a dla nas? Nie lubię krytykować, ale rozegramy cztery kolejki więcej w grupie. A w naszym zespole są zawodnicy, którzy co roku grają w mistrzostwach świata, Europy czy igrzyskach. Mają morderczą dawkę i ten kalendarz jest zbyt bogaty.

W dodatku trafiliśmy do grupy śmierci. Jaki cel obrał pan sobie na tę fazę rozgrywek?

- Marzymy, by wygrać grupę i od razu awansować do ćwierćfinału. Łatwo jest jednak tak powiedzieć, a nie zapominajmy, że za rywali mamy obrońcę tytułu Barcelonę, Vardar Skopje, Rhein-Neckar, Montpellier, z którym niedawno przegraliśmy. Każda z ekip musi też mieć duży szacunek do Pick Szeged czy nawet IFK Kristianstad. Szwedzi w okresie przygotowawczym pokonali Goppingen, Metalurg Skopje i pokazali bardzo dobry handball.

Liga Mistrzów się jeszcze nie zaczęła, a już mamy problem na środku obrony.

- To nie jest problem. Powtórzę, że sezon zaczyna się 20 września, a do tego dnia wrócą Grzegorz Tkaczyk, Uros Zorman, Tobias Reichmann. Będziemy mieć 15 zawodników i to mi w zupełności wystarczy.

Zgadza się, ale na środku obrony nie będzie Mariusza Jurkiewicza, Piotra Chrapkowskiego, a Mateusz Kus uczy się nowego dla niego systemu.

- I bardzo dobrze, że Mateusz dużo gra, będzie miał sporo możliwości wdrożenia taktyki. My jesteśmy Vive Tauron Kielce i nie mamy prawa narzekać po dwóch kontuzjach.

W sparingu z PSG broniliśmy 5-1, a w poprzednim sezonie 6-0. Która z tych formacji będzie podstawową?

- Będziemy grać oboma systemami w zależności od rywala. Mieliśmy plan gry 5-1 z wysuniętym Jachlewskim lub Chrapkowskim. Niestety, ten drugi wypadł z powodu kontuzji i gramy 6-0. Owszem, mogliśmy w Szczecinie zastosować 5-1, ale przy różnych kombinacjach nie chciałem męczyć zespołu.

Transfer Kusa wywołał wiele kontrowersji. Pan był jednym z nielicznych jego zwolenników.

- Mateusz jest obecnie pod lupą kibiców. Ja cenię tego zawodnika, ale potrzebuje on czasu. Z każdym kolejnym meczem gra coraz lepiej. Myślę, że już po czterech spotkaniach PGNiG Superligi, może nie na 100 procent, by walczyć razem z nami, ale będzie dobrze przygotowany do Ligi Mistrzów. Ważne jednak, by nie patrzeć na Mateusza jak na zwierzę, tylko na normalnego człowieka. Niestety, jest inaczej, bo odkąd trafił do Kielc, cały czas słyszę krytykę.

Podobną sytuację miał pan w Hiszpanii - z transferu Canellasa do Ciduad Real też się śmiali działacze i kibice, a teraz jest czołowym rozgrywającym świata.

- Dokładnie tak było. W drużynie nie mogą grać same gwiazdy. Muszą być zawodnicy od czarnej roboty. I właśnie dlatego jestem bardzo szczęśliwy, że mam Mateusza w składzie. W listopadzie zobaczycie tego Kusa, którego byście chcieli.

Z perspektywy czasu i kontuzji środkowych obrońców nie żałuje pan, że nie ma teraz w składzie Żeljko Musy czy Piotra Grabarczyka?

- Nie. Bardzo dziękuje im za grę w Kielcach, ale życie idzie dalej. To klasowi zawodnicy, ale do 30 czerwca przyszłego roku mam najlepszych zawodników świata.

Jakie plany są wobec Branko Vujovicia?

- To melodia przyszłości, dajmy mu jeszcze cztery, pięć lat i wtedy zobaczymy.

Największe wyzwanie w tym sezonie dla trenera Dujszebajewa to...

- Obronić mistrzostwo i Puchar Polski. Jeśli awansujemy również do Final Four, to wtedy będzie to dla nas najlepszy sezon w historii klubu.

Najgroźniejszy rywal na polskim podwórku, Orlen Wisła, stracił dwóch kluczowych zawodników: Kamila Syprzaka i Jurkiewicza. O dublet w Polsce może być łatwiej?

- Absolutnie nie. Płock ma dobry zespół, głodny zwycięstw. Z roku na rok jest trudniej obronić tytuł, a my robimy to już po raz czwarty z rzędu. Nie możemy być przyzwyczajeni do tytułów i aroganccy. Chciałbym, by kibice zrozumieli, że zawodnicy muszą na treningach zrobić wielką robotę, by potem zdobyć tytuły. Fani muszą mieć radość w oczach, jak patrzą na zespół, i być z niego dumni. Tego mi czasem niestety brakuje.

Więcej o:
Copyright © Gazeta.pl sp. z o.o.