Co powiedzą mecze Stelmetu BC? Tylko pół drużyny i Hrycaniuk na pozycji nr 4

Trener Saso Filipovski najchętniej zacząłby okres próbnych meczów za zamkniętymi drzwiami. Wie, że to, co jego zespół zagra w weekend w Gliwicach i tydzień później w Kranjskiej Gorze, może mieć się nijak do pełnego oblicza Stelmetu BC. Niemniej grać trzeba, a z nieobecności kadrowiczów i graczy kontuzjowanych mogą skorzystać młodzi koszykarze z zespołu rezerw.

Spotkania sparingowe z rywalami różnej klasy, bo z jednej strony MKS Dąbrowa Górnicza, a z drugiej Lokomotiv Kubań Krasnodar, urozmaicą dni pełne ciężkich treningów koszykarzy Stelmetu BC Zielona Góra. Nie warto jednak oczekiwać, że te spotkania powiedzą całą prawdę o formie, mocy i jakości nowego składu mistrzów Polski. Nie warto - z co najmniej kilku powodów.

Najważniejszy jest taki, że w Stelmecie BC zabraknie aż sześciu koszykarzy zatrudnionych po to, by pełnić kluczowe oraz ważne role. Połowę składu wykosiły Filipovskiemu powołania do reprezentacji Polski na Eurobasket oraz kontuzje.

Kadrowiczów z Zielonej Góry - Łukasza Koszarka, Przemysława Zamojskiego, Mateusza Ponitkę, Karola Gruszeckiego - ich klubowy trener może póki co pooglądać wyłącznie w telewizji, kiedy w sobotę zaczną walkę o wyjście z grupy na mistrzostwach Europy we Francji.

Za kontuzjowanych - Szymona Szewczyka i Nemanję Djurisicia - trzeba trzymać kciuki, by wrócili do składu szybko, a do tego w pełni mocy. Z Szewczykiem sprawa jest znana i kontrolowana. Nie chodzi w niej o nagłą kontuzję, tylko o rehabilitację po operacji sprzed kilku miesięcy. Koszykarz już prawie, prawie podejmuje wszystkie treningowe wyzwania. Ale jego klubowi koledzy przestrzegają przykazania, by w podkoszowej walce jeszcze traktować rekonwalescenta delikatniej. Djurisić z kolei skręcił kostkę, a tego typu uraz dzielą się na lekkie, średnie i ciężkie. Jakkolwiek ma się staw skokowy Czarnogórca, w weekend w Gliwicach nie zagra. Wobec braków kadrowych Adam Hrycaniuk, który bodaj przez całe dorosłe koszykarskie życie grał na pozycji numer pięć, w najbliższych sparingach Stelmetu BC będzie musiał zmierzyć się z rolą silnego skrzydłowego.

Inny ważny powód, dla którego trener zielonogórskiej drużyny wolałby stanąć do meczowego testu za zamkniętymi drzwiami, wiąże się z dużym obciążeniem fizycznym, charakterystycznym dla letniego przedsezonowego okresu przygotowań. Trenerzy zwykle właśnie na tym etapie dają zawodnikom najmocniej w kość, by zbudować kondycyjną bazę, na której oprą się, gdy terminarz meczów o stawkę już nie pozwoli na ładowanie akumulatorów.

W wyliczance powodów prawdopodobnych niedostatków w najbliższych grach Stelmetu BC nie wolno pominąć przynajmniej jeszcze jednego. Otóż trener Filipovski nie zamierza wtłoczyć nowych koszykarzy w stare ramy taktyczne, mimo że te ramy dały w ub. sezonie złoty efekt. - Po pierwsze ja zawsze chcę robić krok do przodu i coś zmieniać. W ogóle w życiu zmiany są potrzebne. Po drugie mamy teraz innych zawodników, którzy mogą grać inaczej. I trzeba tak dopasować nasze systemy obrony i ataku, by najlepiej wykorzystać możliwości i atuty naszych nowych graczy. Dopasować oraz przećwiczyć w meczowych warunkach - tłumaczy trener Stelmetu BC.

Ogromną lukę, która wytworzyła się przez absencję sześciu ważnych koszykarzy, na treningach i turniejach towarzyskich w Gliwicach i Kranjskiej Gorze wypełniają i wypełnią młodzi zawodnicy z zespołu drugoligowych Muszkieterów Nowa Sól, to zaplecze dla Stelmetu BC. Pod nieobecność Gruszeckiego i Ponitki swoje pięć minut (choć w rzeczywistości o wiele, wiele więcej) na pozycji numer trzy dostanie Radosław Trubacz. Przy czym Filipovski nie ukrywa, że największe nadzieje na awans z drugiego zespołu do pierwszego wiąże z Kamilem Zywertem i Marcelem Ponitką. Wynika z tych oczekiwań pewnie trochę presji, ale trzeba założyć, że obaj młodzi gracze dostaną w najbliższych meczach sporo minut gry, by udowodnić, że nadzieje trenera nie są płonne, zaś presja nie zdławi talentu.

4-6 września w Gliwicach Stelmet BC zmierzy się kolejno z: Novą Hutą Ostrawa, MKS-em Dąbrowa Górnicza i Rosą Radom. Wprawdzie wszyscy rywale potraktują te pierwsze sparingi z rezerwą. Niemniej sprawdzian z rosnącą rok po roku w siłę Rosą Radom zapowiada się ciekawie i atrakcyjnie.

10-12 września w Słowenii mistrzowie Polski już nie spotkają przeciwników z polskiej ligi, tylko: Helios Domzale, Lokomotiv Kubań Krasnodar i Krka Nove Mesto. Zdaje się, że przynajmniej kilku trenerów znalazłoby w tym zestawie przeszkodę i pretekst, by poszukać innego towarzystwa do próby sił. Wszak Lokomotiv to grupowy przeciwnik Stelmetu BC w Eurolidze. Przeciwnik, z którym już w październiku trzeba będzie podjąć walkę o poważną stawkę. Filipovski nie należy jednak do grona tych, którzy widzieliby w próbnym starciu ryzyko przedwczesnego odkrycia kart. - Choćby dlatego, że oba zespoły nie będą jeszcze kompletne. Zresztą dziś da się zebrać o konkurentach tyle materiałów, że i tak nic nie uchowa się w ukryciu. Tego typu zabiegi są bez sensu. Kiedy przychodzi mecz, trzeba wyjść i grać swoją grę. A dla nas to przecież okazja, żeby na tym etapie spotkać kogoś, kto będzie grał o najwyższe cele - podkreślił Filipovski.

Powrót Stelmetu BC z Kranjskiej Gory powinien się zbiec z powrotem do Zielonej Góry karety reprezentacyjnych asów oraz powrotem do zdrowia Szewczyka i Djurisicia. A wtedy... - Jeszcze trochę sobie potrenujemy w pełnym składzie i jeszcze sprawdzimy się w kilku sparingach - zaplanował trener mistrzów Polski.

11 października meczem w twierdzy CRS z AZS Koszalin zacznie się Tauron Basket Liga, a 16 października, także w twierdzy CRS, meczem z Żargilisem Kowno zacznie się dla zielonogórskiej drużyny Euroliga. - Dużo ludzi w Zielonej Górze pomaga nam, byśmy do tych wyzwań przystąpili dobrze przygotowani. Wszystkim chciałbym podziękować - skłonił się Saso Filipovski.

Więcej o:
Copyright © Gazeta.pl sp. z o.o.