Kielecki szkoleniowiec zaznacza, że mecz na korzyść dwunastokrotnych mistrzów Polski powinien rozstrzygnąć się już po... kwadransie. - Na początku graliśmy super, sporo rzeczy nam wychodziło. Dobrze funkcjonowała obrona, Marin Sego pomagał w bramce i właściwie po kwadransie powinno być już po meczu. Niestety w kontrze źle rozegraliśmy aż siedem akcji. Albo nie trafialiśmy, albo gubiliśmy piłkę i rywale nas kontrowali i łapali wiatr w żagle - opowiada asystent Talanta Dujszebajewa.
Jeszcze w 26. minucie kielczanie prowadzili 15:10 i wtedy zupełnie stanęli. - Gospodarze do przerwy jeszcze zdobyli trzy gole i uwierzyli, że można z nami walczyć, naładowali się w szatni. My po zmianie stron raziliśmy nieskutecznością i nagle przegrywaliśmy 16:20. Wtedy dopiero zaczęliśmy walczyć i grać - dodaje Tomasz Strząbała.
Co zawiodło? - Byliśmy bardzo nieskuteczni, ale nie tylko dlatego zremisowaliśmy. Wpływ na to miało kilka czynników. Niestety nie graliśmy dobrze, bo inaczej nie mielibyśmy żadnych problemów - przyznaje.
Kielczanie w Szczecinie pod nieobecność trzech nominalnych środkowych rozgrywających Urosa Zormana, Mariusza Jurkiewicza i Grzegorza Tkaczyka niemal przez cały mecz grali z Michałem Jureckim na środku. W pierwszej połowie kilkuminutową zmianę dał mu nominalny... prawoskrzydłowy Ivan Cupić.
Słabo spisała się również kielecka defensywa. Pod nieobecność Piotra Chrapkowskiego mistrzowie Polski bronili systemem 6-0. - Cały okres przygotowawczy trenowaliśmy 5-1, ale teraz zmieniliśmy na 6-0. I wyszło jak wyszło - kończy Strząbała.