Wpływ Leszka Ojrzyńskiego na grę Górnika Zabrze w spotkaniu z Termaliką Bruk-Bet Nieciecza był minimalny, na Roosevelta pojawił się przecież ledwie dwa dni wcześniej. W poniedziałkowym starciu z Zagłębiem Lubin od nowego trenera zabrzan będzie już zależeć nieporównywalnie więcej.
Leszek Ojrzyński: - Myślę, że będzie, ale sam jestem ciekaw. Moglibyśmy teraz opowiadać o tym, jak to my ciężko pracujemy, jaka jest świetna atmosfera i czego to my jeszcze nie robimy, ale i tak będziemy rozliczani z wyniku. Wyjdziemy na Zagłębie i wszystko będzie jasne.
- Działamy wspólnie. Niektóre kandydatury podesłałem ja, inne wychodzą od prezesów. Generalnie łatwiej sprowadza się zawodników, którzy są znani z polskich boisk. O takich zawsze łatwiej coś powiedzieć. Jak ściągasz kogoś, kto nigdy tu jeszcze nie grał, to możesz się poważnie pomylić. Chociaż oczywiście gwarancji nie dostaniemy na żaden transfer.
- Za wysokie progi i dla Maćka, i dla mnie (śmiech). Szukamy napastnika, więc wypłynął taki temat. Jak Maciek załatwi swoje sprawy z Podbeskidziem i dogada się z Górnikiem, to będę zadowolony. On zresztą również, bo ma coś do udowodnienia. Wiem, że ludzie nazywają go moim synem, ale u mnie w Podbeskidziu wcale nie miał łatwego życia. Zaczął bardzo dobrze, jednak potem miał problemy zdrowotne i w kilku meczach siedział na ławce. Bo ja patrzę wyłącznie na przydatność zawodnika do najbliższego meczu. To, jak ktoś się nazywa i kiedy się urodził, nie ma żadnego znaczenia.
- Górnik to jego klub. Liczę więc, że oprócz umiejętności zostawi tu swoje serce. Kto wie, może właśnie w Zabrzu zakończy karierę? A jak kończyć, to z przytupem. Poza tym to chłopak, który nie siedzi cicho, potrafi wziąć na siebie odpowiedzialność. W trudnych sytuacjach tacy piłkarze są w cenie.