Śląsk Tadeusza Pawłowskiego pokazał charakter: ostatnie takie zwycięstwo trzy lata temu

Ładne bramki, pokaz charakteru i zwycięstwo w ostatniej minucie. Tak wyglądał mecz Śląska w Łęcznej z Górnikiem wygrany przez wrocławian 3:2.

Znajdź nas na Facebook'u | Ćwierkamy też na Twitterze

Dla podopiecznych trenera Tadeusza Pawłowskiego było to pierwsze wyjazdowe zwycięstwo w sezonie. Zwycięstwo osiągnięte w okolicznościach niezwykłych.

W końcu ostatni raz Śląsk trzy bramki na wyjeździe strzelił w lutym, kiedy zremisował z Górnikiem Zabrze 3:3. Dwóch trafień za kadencji Pawłowskiego zespół nie odrobił zaś nigdy.

Poprzednio stało się to niemal równo dwa lata temu jeszcze za Stanislava Levego w zremisowanym na wyjeździe meczu z Pogonią Szczecin. By znaleźć spotkanie, w którym wrocławianie nie tylko efektownie wstali z kolan, ale jeszcze zwyciężyli, musimy się cofnąć jeszcze dalej - aż do 21 października 2012 roku. Wówczas Śląsk, jeszcze jako aktualny mistrz Polski, pokonał w Gdańsku Lechię 3:2, choć przegrywał już 0:2.

Podobny scenariusz powtórzył się w Łęcznej, choć po 20 minutach nic nie wskazywało, że tak się może stać. Górnik prowadził w końcu dwoma golami, oba strzelił w odstępstwie ledwie chwili, i to w dość szczęśliwych dla siebie okolicznościach. Najpierw w 16. minucie obrońca gości Mariusz Pawelec interweniował wślizgiem tak niefortunnie, że skierował piłkę pod nogi Przemysława Pitrego. Ten pokonał Mariusza Pawełka.

Dwie minuty później Pawełek tylko spoglądał, jak za kołnierz wpada mu dośrodkowanie Grzegorza Bonina. Piłka odbiła się przy tym jeszcze od słupka i wyszedł z tego wspaniały gol.

Śląsk mimo prowadzenia gospodarzy pokazał charakter i jeszcze przed przerwą doprowadził do wyrównania. Pomogła mu przy tym słaba dyspozycja bramkarza Górnika Sergiusza Prusaka. Przy pierwszym golu dla wrocławian Prusak wyszedł poza pole karne, uprzedził wprawdzie Kamila Bilińskiego, ale piłkę wybił wprost pod nogi Roberta Picha. Słowak precyzyjnym lobem trafił do bramki.

Z kolei w 31. minucie Prusak nie złapał piłki po strzale z dystansu Tomasza Hołoty. Dobitkę skutecznie wykończył Biliński, dla którego było to drugie trafienie w sezonie.

Wychowanek Śląska we Wrocławiu stoi przed nie lada wyzwaniem, bo musi zastąpić Marco Paixao, który odszedł do Sparty Praga. I choć gra zupełnie inaczej niż Portugalczyk, to powolutku mu się to udaje. Polak nie pracuje wprawdzie tak dużo w środku boiska jak Paixao, ale ma niebywałą łatwość w odnajdywaniu się w polu karnym. Gra też dobrze tyłem do bramki, co wrocławianie wykorzystują przy dynamicznych skrzydłowych Robercie Pichu, Flavio Paixao i Jacku Kiełbie.

Śląsk w Łęcznej klasę pokazał także już pod koniec meczu. Najpierw wypracował sobie niewielką przewagę, a potem zadał decydujący cios w ostatniej akcji meczu. Flavio Paixao wykorzystał dobre podanie w pole karne od Tomasza Hołoty, dostawił nogę i zapewnił swojej drużynie wygraną.

Po pojedynku w Łęcznej wrocławianie mają wreszcie sporo powodów do optymizmu. Pierwszy raz od czerwca wygrali na wyjeździe, lepiej niż wcześniej prezentowali się w ofensywie, stworzyli więcej okazji bramkowych i po sobotnich meczach byli na czwartym miejscu w tabeli. Zmartwienia? Kontuzja Petera Grajcara. Słowak nie dokończył meczu, a trener Pawłowski mówił o skręconym stawie skokowym. To oznacza około miesiąca pauzy.

Górnik Łęczna - Śląsk Wrocław 2:3 (2:2)

Bramki: 1:0 - Pitry (16.), 2:0 - Bonin (18.), 2:1 - Pich (23.), 2:2 - Biliński (31.), 2:3 - F. Paixao (90.)

Górnik: Prusak - Sasin, Bożić, Szmatiuk, Leandro - Nowak, Nikitović (75. Tymiński), Bonin, Pitry (46. Piesio), Cernych - Śpiączka (65. Świerczok)

Śląsk: Pawełek - Dudu, Kokoszka, Celeban, Pawelec - Hateley, Hołota - Pich (60. Danielewicz), Grajciar (82. Ostrowski), Paixao - Biliński (70. Kiełb)

Więcej o:
Copyright © Agora SA