Puchar Polski. 90 minut i Wisła Kraków ma już po trofeum

Wisła na poważnie miała walczyć o Puchar Polski, ale robiła to tylko przez kwadrans. Przegrała z Ruchem Chorzów 1:2 i już w pierwszej rundzie pożegnała się z rozgrywkami.

Kibice zespołu z ul. Reymonta mogli poczuć się oszukani. Wisła miała walczyć, wystawić niemal najmocniejszy skład i nie odpuszczać nawet na centymetr. Zamiast tego przez ponad godzinę krakowianie grali gorzej niż w sparingu i z każdą minutą udowadniali, jak wielka przepaść dzieli rezerwowych od zawodników pierwszego składu.

Trener Kazimierz Moskal podkreślał, że nie zlekceważy PP, ale dał jasno do zrozumienia, że te rozgrywki to jednak nie ekstraklasa. Wystarczył rzut oka na linię obrony, by zrozumieć, że coś tu nie gra.

Zamiast lidera zespołu Arkadiusza Głowackiego i reprezentanta Węgier Richarda Guzmicsa zagrali Krystian Kujawa i Michał Czekaj. Pierwszy ma 19 lat i w ekstraklasie jeszcze nie zadebiutował, drugi to zawodnik, którego lepiej znają lekarze niż trenerzy Wisły.

Co prawda na trybunach żartowano, że Czekaj to jeden z niewielu wiślaków, który ma doświadczenie w europejskich pucharach (w 2012 r. zagrał 26 minut w Lidze Europy i dostał czerwoną kartkę), ale ostatnio 23-letni piłkarz jest głównie kontuzjowany. Mniej eksperymentów było w pomocy, choć Denis Popović i Tomasz Cywka w lidze ostatnio grają ogony, a z Ruchem wystąpili w podstawowym składzie. Podobnie jak Maciej Jankowski, który zastąpił w ataku Pawła Brożka.

Po pierwszej połowie trener Moskal mógł mieć gorzką satysfakcję, że do tej pory stawiał na tych zawodników co trzeba, bo żaden ze zmienników nie błysnął. To Ruch rozdawał karty, a młodzież Wisły mogła zbierać doświadczenie m.in. od Marka Zieńczuka.

O brakach stoperów gości świadczy sytuacja, po której krakowianie stracili bramkę. Piłka leciała do Patryka Lipskiego dobre 25 metrów. W tym czasie napastnik Ruchu nie ruszył się na centymetr, nawet nie oderwał stóp od ziemi, i spokojnie uderzył piłkę głową do siatki. Nikt go nie krył, nie próbował nawet atakować, a i bramkarz Michał Buchalik mógł zrobić więcej.

Wisła w ofensywie była nastawiona, by nie tracić piłki. Tak obawiała się niepowodzenia lub kontry, że np. najbardziej wysuniętemu Jankowskiemu zdarzyło się... odegrać piłkę do Buchalika. Krakowianie w ataku nie istnieli. Nie miał kto podać, nie miał kto przeprowadzić rajdu, a stworzenie okazji podbramkowej było zdecydowanie ponad siły zespołu.

Napędzić nie zamierzał jej również trener Moskal. Gdy zespół potrzebował wstrząsu, szkoleniowiec wpuścił na boisko... Grzegorza Marszalika. - Kto to jest?! - pytali między sobą kibice z Krakowa.

19-letni pomocnik w seniorach zadebiutował, ale wśród rezerwowych wielkiej konkurencji nie miał. Jeśli nic się nie zmieni, to na następne spotkanie krakowianie będą mogli jechać busem, bo wczoraj na ławce usiadło raptem pięciu rezerwowych. Gdyby Marszalik był trochę bardziej doświadczony, to zdobyłby gola. Znalazł się w doskonałej sytuacji, ale tym razem siła wygrała z precyzją i posłał atomowe uderzenie w poprzeczkę.

Wisła rozruszała się dopiero po wejściu Krzysztofa Mączyńskiego i Pawła Brożka. Wtedy w końcu potrafiła rozegrać piłkę, stworzyła kilka sytuacji, ale ciągle brakowało jej błysku. Miał go za to Eduards Visnakovs i po kontrze przypieczętował awans Ruchu. Wisła odpowiedziała jeszcze golem Macieja Jankowskiego, ale to chorzowianie w 1/8 finału PP zmierzą się z Lechem Poznań.

Bramki: Lipski (21.), Visnakovs (89.) - Jankowski (90.).

Ruch: Skaba - Konczkowski, Grodzicki Ż, Cichocki, Szyndrowski - Surma - Mazek (65. Gigołajew), Iwański (81. Lenartowski), Lipski, Zieńczuk - Stępiński (75. Visnakovs).

Wisła: Buchalik - Burliga (56. Marszalik), Czekaj, Kujawa Ż (61. Mączyński Ż), Jović - Boguski (61. Brożek), Popović, Uryga, Cywka - Crivellaro - Jankowski;

Więcej o:
Copyright © Gazeta.pl sp. z o.o.