GKS Katowice - Zagłębie Sosnowiec. Święta wojna dla Zagłębia. Agresja na trybunach

GKS Katowice zawiódł na całej linii. Sosnowiczanie spokojnie wypunktowali śląski zespół, który sprawiał wrażenie jakby nie doceniał rangi spotkania.

Facebook?  | A może Twitter? 

Gdy z powodu lejącego się z nieba żaru koszulka klei się do pleców już w tunelu prowadzącym na boisko, a łyk powietrza powoduje, że gotuje się na języku, zawsze przypomina nam się mundial w USA w roku 1994 i Thomas Berthold, obrońca reprezentacji Niemiec.

Zawodnicy byli wtedy często pytani, jak sobie poradzą z tropikalnymi upałami. Berthold zawsze miał dla kolegów z boiska sprawdzoną radę. - Trzeba biegać tak szybko, żeby czuć na twarzy powiew wiatru. Takie własne chłodzenie - przekonywał Niemiec.

Do szybkiego biegania na murawie przy Bukowej też nie trzeba było nikogo specjalnie przekonywać. Wystarczyło spojrzeć na trybuny, żeby poczuć w żyłach dodatkową dawkę adrenaliny.

Zespoły przywitała żółta ściana - mur, którzy stworzyli na "Blaszoku" najgłośniejsi kibice GieKSy. Fani Zagłębia - a było ich ponad 400 - katowali się w czarnych koszulkach, których kolor przecież jeszcze potęgował zniewalający upał.

Jak już jesteśmy przy "Blaszoku" i upale to na miejscu zawodników GieKSy w pierwszej połowie atakowalibyśmy skrzydłem lewym, a w przypadku Zagłębia prawym. To właśnie po tej stronie boiska było wtedy trochę cienia, który rzucała kibicowska trybuna.

W przypadku Zagłębia było to o tyle uzasadnione, że po prawej stronie boiska grał Dawid Ryndak - najlepszy zawodnik zespołu z Sosnowca w inaugurującym sezon meczu z Wisłą Płock (0:1).

Sosnowiczanie nieoczekiwanie zaczęli mecz na Bukowej lepiej. To na pewno nie był zalękniony beniaminek, który czekał na to co zaproponuje faworyt.

Zagłębie dochodziło do sytuacji strzeleckich, ale trudno byłoby je nazwać stuprocentowymi. Obronę śląskiej drużyny starał się rozbić Michał Fidziukiewicz, który zastąpił najlepszego - w minionym sezonie - napastnika zespołu ze Stadionu Ludowego, czyli Jakuba Araka.

GieKSa za okres gry bez ładu i składu w ataku i z kryciem na radar w obronie zapłaciła golem. Po dośrodkowaniu z rzutu rożnego Jovana Ninkovicia efektownym strzałem głową popisał się Konrad Budek.

Po przerwie piłkarzom z Katowic zaczęło się spieszyć, a Zagłębiu dla odmiany włączył się "tryb profesor", który charakteryzował się spokojną grą i wymianą dużej ilości podań.

Gospodarze grali jednak nadal bardzo niedokładnie, a w ich poczynaniach brakowało ambicji, która powinna przecież towarzyszyć derbowej rywalizacji. Irytowało to kibiców GKS-u, którzy nie szczędząc przekleństw, zachęcali katowiczan do lepszej gry.

Na przekleństwach się nie skończyło. W końcu "Blaszok" zapłonął racami, które, co gorsze, poleciały też na murawę i do sektora fanów Zagłębia. Sędzia przerwał wtedy mecz na kilka minut.

Niestety, na tym się nie skończyło. Katowiczanie zaczęli z czasem dewastować swój stadion. Rzucali częściami ogrodzenia niczym oszczepami. Przejezdni nie byli mądrzejsi i starali się wyrwać płot okalający ich sektor.

Katowiczanie do końca walczyli o wyrównującą bramkę. Najbliższy był Grzegorz Goncerz, który po uderzeniu głową trafił w słupek.

23 lata czekali kibice na mecz GKS-u z Zagłębiem. Wtedy katowiczanie wygrali 5:0, w sobotę o takim wyniku mogli tylko pomarzyć.

GKS Katowice - Zagłębie Sosnowiec 0:1 (0:1)

Bramka: 0:1 Budek (25.)

GKS: Dobroliński - Czerwiński, Jurkowski, Kamiński, Pietrzak - Bebenek (46. Frańczak), Leimonas (82. Trochim), Burkhardt, Pielorz, Szołtys (63. Ciechański)

Zagłębie: Gąsiński - Sierczyński, Budek, Markowski, Ninković - Matusiak, Dudek (84. Fonfara) - Ryndak, Mizgała (73. Margol), Pribula - Fidziukiewicz (82. Arak)

Sędziował: Tomasz Radkiewicz (Łódź). Widzów: 7 000

Więcej o:
Copyright © Gazeta.pl sp. z o.o.