Arkadiusz Skrzypiński: Mój tyłek uratowała największa gwiazda Szwajcarów

Czwarte i piąte miejsce zajął Arkadiusz Skrzypiński (Team Sopur/IZO-BLOK Start Szczecin) w mistrzostwach świata kolarzy niepełnosprawnych w Nottwil w Szwajcarii.

Skrzypiński to były mistrz świata w rywalizacji na tzw. rowerach ręcznych (handbike). W światowej czołówce jest od lat, więc i przed tegorocznymi mistrzostwami był upatrywany w gronie kandydatów do medali. W poprzedzających najważniejsze w sezonie wyścigi zawodach pucharowych czy ulicznych maratonach - może i nie wygrywał, ale był wśród najlepszych.

- Wszyscy wiedzieliśmy, że na MŚ czeka na nas najtrudniejsza trasa. Nic płaskiego, tylko góry. Dla mnie był to pewnego rodzaju powrót do przeszłości, bo w 2006 roku w Aigle uczestniczyłem w moich pierwszych MŚ - mówi Skrzypiński. - Byłem wtedy szósty. Lało i było strasznie zimno. Dojechałem do finiszu i miałem tak sztywne palce, że nie mogłem zmienić przełożenia na twardsze. Medal był więc blisko, ale i tak byłem szczęśliwym debiutantem.

Go, go Arkadius

W tym roku Skrzypiński mierzył zdecydowanie wyżej. To jeden z najbardziej znanych szczecińskich sportowców, w dodatku szalenie ambitny. I to się nie zmienia z upływem lat.

- Dzień przed czasówką rozwalam moje najlepsze koło. Mój tyłek ratuje największa gwiazda Szwajcarów Heinz Frei, który pomaga mi wszystko naprawić - podkreśla szczecinian.

Czasówka to nie jest specjalność Skrzypińskiego, który woli twardą walkę na trasie z konkurencją, często na pograniczu wywrotki (a i te się w jego karierze przytrafiały). Ale to jedna z dwóch konkurencji medalowych, więc trzeba walczyć. Ostatecznie zajmuje 4. miejsce. Najlepszy - Rafał Wilk, do niedawna reprezentant Startu Szczecin, a teraz tego rzeszowskiego.

- Pomógł mi trener Marian Kowalski, który jechał za mną samochodem, a przy pomocy radia (miałem słuchawki w uchu) dopingował mnie do jazdy. Ale słyszałem też kibiców: "go, go Arkadius", a od Koreańczyków nawet potem dostałem prezent. Czwarte miejsce niby najgorsze dla sportowa, ale byłem z siebie zadowolony. Nawet podwójnie, bo prawie nie wystartowałem - mówi Skrzypiński.

Stres pojawił się wraz z wizytą komisarza mistrzostw, który sprawdzał sprzęt uczestnikom rywalizacji. Wszyscy próbują czymś zaskoczyć konkurencję, szukają nowinek, coraz lepszych rozwiązań.

- Komisarz przyczepił się do mojej osłony na tarczę. Na moje "szczęście" identyczny problem miał Frei. Dziwne to, bo nasze osłony są lepsze od dotychczasowych. Skończyło się tym, że wjechałem na rampę startową z zawałem serca 30 sekund przed wyznaczonym czasem - twierdzi. - Przepisy UCI opisują, co jest technicznie zabronione. Niektóre punkty są dość ogólne i można je trochę naciągać, wszystko zależy od interpretacji. Ja mam dość nietypową osłonę na tarczę, która spełnia dla mnie jeszcze inne funkcje. Tydzień przed MŚ startowałem w Pucharze Świata w Niemczech i nikt na ten mój element nie zwrócił uwagi, bo UCI generalnie jest przyzwyczajona, że u mnie jest zawsze wszystko OK. A w Szwajcarii odstawili mnie na bok, naradzali się i przepuszczali kolejnych zawodników na start czasówki. Minutę przed moim startem pokazała się największa gwiazdy gospodarzy z identycznym elementem jak mój, a przecież Heinz nie mógł nie wystartować. Dopuszczono nas warunkowo, a na niedzielny wyścig ze startu wspólnego musieliśmy dokonać zmian. Na szczęście to Szwajcaria i na drugi dzień wszystko już było idealnie.

Za późno sprawdził trasę

Dwa dni po czasówce - wyścig ze startu wspólnego. Trzy pętle po tej samej trasie, w upale.

- Ciężko to opowiedzieć. Było dobrze, byłem z przodu, chwilowa blokada, mały kryzys i medale odjechały - złości się Skrzypiński.

Co było przyczyną kryzysu doświadczonego sportowca?

- Błąd - przyznaje. - Zawsze cały sezon traktuję przygotowawczo do imprezy docelowej, dlatego wyniki w roku mam "średnie", ale poczynając od 2010 zajmowałem kolejno: 1., 2., 5., 4., 3. miejsce w mistrzostwach świata, więc w światowej czołówce jestem. Tym razem przyznaję, że popełniłem błąd. Co roku słyszę, jak to straszna będzie kolejna trasa MŚ i okazywało się, że jest jedynie ciężka. Tym razem pojechałem tam na testy dopiero w kwietniu i zobaczyłem, że żartów nie będzie. Optymizmu jednak nie brakowało i dopiero "górski" PŚ, w którym poległem, pokazał, że mam jeszcze parę lekcji do odrobienia. No i teraz na MŚ dałem z siebie absolutnie wszystko na podjeździe, ale przesadziłem. Wystarczyło, by mi czterech zawodników i medale odjechały.

A co za tym idzie - humor opuścił Skrzypińskiego na kilka dni.

- Jestem zawiedziony, bo naprawdę liczyłem, że wrócę z medalem. Teraz się cieszę z 4. i 5. miejsca, ale... Za rok igrzyska w Rio, trasa jest już znana, wiem, że bronią będzie sprint, a ja ten element posiadam. Więc od teraz przygotowuję się tylko do olimpijskiego występu. Doświadczenie mam już bardzo duże, doskonały sztab szkoleniowy, świetne zaplecze w Szczecinie i Team Sopur/Quickie w Niemczech, który przygotowuje mój następny handbike. Na rok będę musiał zapomnieć o paru przyjemnościach życia, przygotować się psychicznie i fizycznie - podkreśla zawodnik Startu Szczecin.

Wilk i Rio

W Szwajcarii bezkonkurencyjny był Rafał Wilk, który zdobył dwa złote medale. Wilk od kilku sezonów dominuje na trasach, wygrywa najważniejsze zawody.

- Trasa w Szwajcarii była dla Rafała wymarzona, mógł przegrać tylko przez defekt. Ale jest też wybrańcem losu, który dał mu doskonały, wydolny organizm. W sporcie jest od zawsze, sukces w paraolimpiadzie w Londynie dał mu zaplecze finansowe, ma więc pełen komfort w przygotowaniach. Jest profesjonalistą i jeszcze sporo medali dla Polski zdobędzie. Rafał dominuje, a za nim grupa zawodników, gdzie trwa rotacja. W tym roku zaczyna błyszczeć kolejny z Francuzów, wielkie postępy robi również młody Belg. Na MŚ pokazał się Szwed, o którym może jeszcze usłyszymy. Jest coraz trudniej, więc w Rio muszę być dużo mocniejszy, aby myśleć o medalu - uważa Skrzypiński.

Złoto olimpijskie pozostaje wciąż głównym marzeniem sportowym szczecińskiego sportowca. Paraolimpiada za rok. Zawodnicy na razie nie znają zasad kwalifikacji.

- Nic nie jest rozstrzygnięte. Najprawdopodobniej będziemy mogli wysłać dwóch zawodników. Zatem Rafał i Krystian Giera, lub ja. Rafał powinien walczyć o zwycięstwo w czasówce, a w starcie wspólnym ja mam najlepszą końcówkę, więc nie będziemy sobie przeszkadzać, a możemy pomóc. Muszę przez kolejne miesiące to trenerowi udowadniać, aby nie miał wątpliwości - mówi.

MŚ w Szwajcarii nie zakończyły jeszcze tegorocznego sezonu. Przed Skrzypińskim m.in. treningi we Włoszech, wrześniowe mistrzostwa Polski, pucharowe zawody w RPA, a na zakończenie berliński maraton.

Copyright © Gazeta.pl sp. z o.o.