Lech Poznań - FC Basel. Jak działa maszyna ze Szwajcarii - krótki przewodnik

?Chcemy być częścią europejskiej piłki, a nie tylko walczyć w niej o przetrwanie? - to motto, które przyświeca środowemu rywalowi Lecha Poznań, FC Basel. Zespołowi wyżej notowanemu od Manchesteru United czy AC Milan.

W środę o godz. 20.45 Lech Poznań rozpocznie rywalizację z FC Basel w trzeciej rundzie eliminacji Ligi Mistrzów. Gdyby "Kolejorz" miał się zmierzyć ze Szwajcarami na poziomie organizacyjno-ekonomicznym, wtedy białą flagę mógłby wywiesić już dziś. Skąd się wzięła potęga klubu ze 180-tysięcznego miasta?

Świat futbolu dzieli się dziś na wielkich dyktujących warunki (FC Barcelona, Bayern, Chelsea, Real), goniący ich peleton (Borussia, Atletico, Liverpool) i kluby oparte na modelu inwestycji w skauting i akademię. Władze tych ostatnich doskonale zdają sobie sprawę ze swojego położenia - ich rolą jest wyszukanie diamentów, oszlifowanie ich i wypuszczenie w świat. Wiedzą, gdzie znajduje się szklany sufit piłki nożnej. Dyrektorzy tych klubów działają jak Billy Beane grany przez Brada Pitta w filmie "Moneyball". Kup tanio, wychowaj, sprzedaj drogo. Basel robi to świetnie, wystarczy przytoczyć liczby - w ciągu ostatnich pięciu lat klub na sprzedaży zawodników zarobił 50 milionów funtów, czyli prawie 300 milionów złotych. To pięciokrotność całego rocznego budżetu Lecha Poznań. - Nie chodzi tylko o to, by kupować i sprzedawać. Ważne jest przede wszystkim to, że mamy dobrych piłkarzy w drużynie. Jeżeli jednak przychodzą takie oferty, jak za Salaha czy Dragovicia, to nie możemy powiedzieć "nie" - tłumaczy Rudi Zbinden, jeden z autorów dzisiejszej potęgi Basel.

3 miliony euro na akademię

W 1999 roku FC Basel otworzył swoją akademię piłkarską, która do dziś przyniosła klubowi przychód w wysokości grubo ponad 50 milionów euro. Wychowankowie Bazylei trafiają do najlepszych klubów świata - Ivan Rakitić gra w Barcelonie, Xerdan Shaqiri trafił do Bayernu Monachium, a później do Interu Mediolan, Granit Xhaka i Yann Sommer są piłkarzami Borussii Monchengladbach. Rocznie Szwajcarzy przeznaczają na szkółkę ponad trzy miliony euro - to koszt utrzymania ponad 200 zawodników akademii, około 30 trenerów, działu skautingu młodzieżowego i kilkunastu boisk, które mieszczą się tuż obok stadionu świętego Jakuba, na którym swoje mecze rozgrywa seniorska drużyna. Młodzi zawodnicy codziennie widzą więc cel swojej pracy. - Dotarcie do pierwszego zespołu FC Basel tu już duże osiągnięcie. Z drużyn młodzieżowych co roku tylko ośmiu zawodników dostaje się do drużyny U-18. Później do U-21 awansuje tylko czterech - tłumaczy Dariusz Skrzypczak, były piłkarz Lecha, który od lata mieszka w Szwajcarii. Od 1999 roku do dziś w pierwszej drużynie Basel zadebiutowało ponad 40 wychowanków. Obecnie perłą akademii w seniorskim zespole Bazylei jest 18-letni Breel Embolo - strzelec 17 goli w poprzednim sezonie, który mimo młodego wieku zdążył już zagrać trzy mecze w reprezentacji Szwajcarii. Już dziś mówi się, że utalentowany napastnik trafi niedługo do któregoś z wielkich klubów europejskich.

Trzy lata po utworzeniu akademii szefem skautów został Rudi Zbinden, który pracuje na tym stanowisku do dziś. - Wcześniej skauting klubu działał głównie w oparciu o materiały wideo. Zdarzało się wiele wpadek, trzeba było to zmienić - opowiada 52-latek. Zbinden to jeden z głównych architektów dzisiejszej potęgi Basel. Działa zgodnie z myślą "nieważne, ile masz pieniędzy, istotny jest sposób, w jaki je wydajesz". - Dzisiaj już nie ma łatwych do eksplorowania rynków. Musisz dużo podróżować, żeby znaleźć dobry materiał [Zbinden pokonuje rocznie ponad 50 tysięcy kilometrów - przyp. red.]. Oglądanie piłkarza na wideo może być w porządku na pierwszym etapie skautingu, ale musisz zobaczyć go w akcji na żywo. Czy cieszy się z gola razem z kolegami? Co mówi mi jego mowa ciała? Jak zachowuje się wobec sędziego i wobec przeciwników? Oglądam każdy gest. Możesz poznać tego dzieciaka w detalach tylko wtedy, gdy jesteś na miejscu - tłumaczy. - W Słowenii zaimponował mi jeden z piłkarzy. Był świetny, ale nie podobała mi się jego mowa ciała. Ciągle strzelał jakieś fochy. Kapryśni piłkarze nie pasują do FC Basel.

Rudi Zbinden stał m.in. za ściągnięciem do zespołu Mohameda Salaha. Szwajcarzy kupili Egipcjanina za 2,5 miliona euro, by po dwóch latach sprzedać go do Chelsea za 13 milionów. - Zobaczyłem go w Kolumbii na mistrzostwach świata U-20. Byłem zaskoczony, że nie chciał go żaden topowy klub - opowiada. Podobnym przypadkiem jest Aleksandar Dragović - w 2011 kupiony z Austrii Wiedeń za milion euro, w 2013 sprzedany do Dynama Kijów za osiem milionów.

Dominacja w kraju

Biorąc pod uwagę dwanaście ostatnich sezonów ligi szwajcarskiej, FC Basel wygrywało ją dziewięciokrotnie, w tym sześć razy z rzędu. W ostatnich pięciu latach trzykrotnie królem strzelców Superligi zostawał piłkarz z FC Basel. Dominacja jest niepodważalna i nakazuje ona zadać pytanie - jak podsycać głód wygrywania? Znów wracamy do skautingu, bo w tym tkwi klucz. - Ściągamy zawodników głodnych zwycięstw i rozwoju, najlepiej w wieku od 18 do 25 lat. Ideałem jest dla nas 20-latek, który pragnie trafić do wielkiego klubu - tłumaczy Zbinden. - Oczekujemy, że taki piłkarz w ciągu sześciu miesięcy rozwinie się na tyle, by być na poziomie zawodnika, którego już mamy na jego pozycji.

W ten sposób FC Basel gwarantuje, że nikt w klubie nie osiądzie na laurach, ale pozwala też utrzymać stały, wysoki poziom kadry. Chociażby przez to można odnieść wrażenie, że najbliższy rywal Lecha w Lidze Mistrzów ciągle jest w przebudowie. To po prostu z góry założony plan działania. Basel monopolizuje rodzimy rynek, ściągając zawodników z innych szwajcarskich klubów. - To trudniejsze, bo gdy rywale słyszą "FC Basel", chcą od nas wielkich pieniędzy - mówi Zbinden. Udało im się jednak z Fabianem Schaarem wyciągniętym z FC Wil i sprzedanym do Hoffenheim za cztery miliony euro. Innym przypadkiem jest Shkelzen Gashi - król strzelców kupiony z Grasshoppers za półtora miliona, dziś lider zespołu.

Marka w Europie

W ciągu ostatnich kilku lat Basel stał się klubem, który jest znany na całym świecie. Jest spora różnica między słowami piłkarza "idę do Szwajcarii" a "idę do FC Basel". - Najważniejszą rzeczą jest to, że tworzymy podstawy zaufania w całym klubie - mówi Bernhard Heusler, prezydent klubu. To on zarządza całym klubem. Jest otwarty, dzieli się wiedzą, występuje na konferencjach i prowadzi wykłady. - Ramą klubu jest profesjonalizm. To pozwala zachować ciągłość, gdy zmienia się sztab szkoleniowy - twierdzi. Heusler jest też w komitecie transferowym, w skład którego wchodzą trener zespołu, dyrektor sportowy, szef skautów, prezes i wiceprezes.

Lech dopiero aspiruje do tej roli, choć prezesi "Kolejorza" niejednokrotnie mówili, że czerpią wzorce ze sposobu funkcjonowania FC Basel. W środę o godz. 20.45 zobaczymy więc starcie finalnego projektu świetnie funkcjonującej maszyny z dopiero raczkującym drobnym przedsiębiorstwem, które inspiruje się poczynaniami rywala.

Korzystałem z: laola1.at, Basellandschaftliche Zeitung, insidefootball.com, "Report ECA on Youth Academies in Europe"

Więcej o:
Copyright © Gazeta.pl sp. z o.o.