Czy KGHM Zagłębie Lubin bezboleśnie przystosuje się do gry w ekstraklasie?

Co wiadomo o zespole KGHM Zagłębia Lubin po inauguracyjnym remisie z Podbeskidziem Bielsko-Biała i przed starciem w drugiej kolejce z Koroną Kielce?

W 1. lidze Zagłębie strzelało bramki w niemal każdym meczu, ale o jego dominacji zadecydowała obrona. Po dojściu zimą Todorowskiego i Dąbrowskiego jej pokonanie graniczyło z cudem. Zagłębie straciło na wiosnę ledwie dwa gole i żaden z nich nie był ważny.

W ekstraklasie Podbeskidzie potrzebowało ledwie dwóch minut, by taką właśnie ważną bramkę Zagłębiu strzelić. Ta sytuacja, jak i wiele innych w tym meczu, dobitnie pokazała, że Zagłębie musi się szybko przestawić na grę z większym pressingiem rywali. Lubinianie zapomnieli już, jak to jest, gdy przeciwnik naciska, gra bardzo blisko. Tak w poprzednim sezonie przeciwko nim odważył się zagrać rzadko który zespół. Teraz więc lubinianie nie będą mieć tyle miejsca i czasu co jeszcze dwa, trzy miesiące temu.

Nie powiódł się eksperyment z grą dwoma napastnikami. Trener Piotr Stokowiec musiał latem przygotować zespół na nową taktykę. Po odejściu Kwieka i mając do dyspozycji uzupełniającą się parę napastników Krzysztof Piątek - Michal Papadopulos, lubiński szkoleniowiec zaryzykował grę z czwórką pomocników. Musiał pamiętać ubiegłoroczną inaugurację, do której przystępował bez prawego obrońcy, i teraz też nie było pewne, czy uda się znaleźć zastępcę dla Kwieka. Wygląda na to, że takim piłkarzem będzie Jan Vlasko, ale dołączył do zespołu na tyle późno, że Stokowiec wolał zastosować system sprawdzany w codziennych treningach.

Eksperyment nie wypalił prawdopodobnie z powodu szybko straconej bramki. Zagłębie chciało oddać inicjatywę rywalom, przejmować piłkę w środku pola (dlatego grał bardziej defensywny Tosik w miejsce Łukasza Piątka, co było chyba największą personalną niespodzianką spotkania) i dogrywać ją do napastników. Tym mieli się zająć Bonecki lub obaj skrzydłowi. Problem w tym, że prowadzące Podbeskidzie ani myślało grać roli przewidzianej dla niego przez Piotra Stokowca. Goście zagęścili środek pola i czekali, co zrobią gospodarze. Ci zaś w tej sytuacji nie radzili sobie ze sforsowaniem środkowej linii, bo mieli tam o jednego gracza mniej, brakowało też miejsca na szarże skrzydłami i gra Zagłębia wyglądała mizernie.

Po błędzie z drugiej minuty przestała się na szczęście mylić lubińska defensywa. Wprawdzie goście przed przerwą stworzyli okazje do podwyższenia, ale wynikały one bardziej z niemocy środkowej linii i prokurowanych po licznych stratach piłki przez Zagłębie kontrataków Podbeskidzia. Kolejny gol dla gości nie padł, a w drugiej połowie z obrony Zagłębia znów biła pewność siebie.

W ofensywie drgnęło, gdy na boisko wszedł Jan Vlasko. Dwa dni przed meczem, pytany przez dziennikarzy, czy może grać na skrzydle, mocno się skrzywił. Słowak na boku grać nie lubi i chyba nie bardzo umie. Tam jednak trafił po zmianie pracowitego, ale nieefektywnego Krzysztofa Janusa. Dopiero gdy Stokowiec wrócił do ustawienia z pięcioma pomocnikami, zdejmując Krzysztofa Piątka, na skrzydło wprowadzając Janoszkę i przesuwając Vlasko za Papadopulosa, Zagłębie zaczęło poważnie zagrażać bramce Kaczmarka.

Wiele wskazuje więc na to, że przed meczem z Koroną Kielce Vlasko wygryzie ze składu Krzysztofa Piątka, a Łukasz Piątek - Boneckiego.

Papadopulos świetnie gra tyłem do bramki i umie wypracować miejsce partnerom wchodzącym z drugiej linii. Krzysztof Piątek więcej biega i woli mieć bramkę przed sobą, dlatego zagra raczej Czech. Łukasz Piątek z Tosikiem ryglowali środek pola w 1. lidze, dając wiele swobody Kwiekowi. Teraz będzie mógł z niej korzystać Vlasko i w ten sposób dla Boneckiego, który jest graczem bardziej ofensywnym, zabraknie miejsca na boisku. W defensywie zmian nie będzie. Nawet Konrad Forenc, który miał spory udział w straconej bramce, może spać spokojnie. Świadczy o tym zaufanie, jakie do młodego bramkarza ma Stokowiec, który mianował go kapitanem zespołu.

Więcej o:
Copyright © Gazeta.pl sp. z o.o.