Dobra atmosfera ma pomóc Pogoni Szczecin wygrywać [OPINIA]

Pracę trenera Pogoni Szczecin - Czesława Michniewicza konstruktywnie będzie można ocenić dopiero za pół roku, o co prosi także sam zainteresowany, jednak po kilku miesiącach pracy szkoleniowca w naszym mieście już można wyciągnąć pewne wnioski. Dotyczące przede wszystkim współpracy Michniewicza z piłkarzami. Droga, jaką obrał, znacznie różni się od tej, którą podążali jego poprzednicy.

Poprzednik Michniewicza Jan Kocian kojarzy się kibicom przede wszystkim jako zdystansowany człowiek, który niespecjalnie przykładał wagę do atmosfery, jaka panuje w zespole, a gros pracy na treningach przekazywał swoim asystentom. On z kolei z boku przyglądał się temu, co działo się na boisku i spokojnie wszystko analizował. Bardziej impulsywny i wyrazisty był z kolei Dariusz Wdowczyk, ale "Wdowiec" także przede wszystkim skupiał się na pracy stricte treningowej, choć z pewnością o atmosferę dbał znacznie bardziej od swojego następcy ze Słowacji.

Swoich poprzedników w tym aspekcie deklasuje natomiast Czesław Michniewicz, który obrał model szkolenia, którego w Szczecinie dawno nie widziano. To, że aktualny trener Pogoni jest tytanem pracy i na treningi przychodzi świetnie przygotowany, jest powszechnie wiadome, jednak równie wiele czasu poświęca na pracę poza boiskiem. Jej głównym celem jest stworzenie pozytywnej atmosfery zarówno w drużynie, jak i wokół niej. Michniewicz pierwszy sygnał dał zaraz po objęciu posady w Szczecinie, kiedy zamiast nadrabiać zaległości piłkarskie na treningach, pracował nad sferą mentalną i puszczał filmy z Denisem Bergkampem.

Opiekun Pogoni idzie za ciosem i w ostatnim czasie zespół miał bardzo dużo zajęć integracyjnych. Być może one po części także przełożyły się na wynik w Poznaniu, ponieważ na Bułgarską wyszła drużyna pewna swoich umiejętności. W Ekstraklasie niektóre braki można nadrabiać właśnie atmosferą, a co za tym idzie - grą drużynową, ambicją i walką. Michniewicz cały czas stara się dbać, aby w zespole był duch zdrowej rywalizacji i by miał ona pozytywny wpływ na drużynę. Podczas obozu we Wronkach zorganizował mistrzostwa w ping-ponga, a na wtorkowym treningu cały zespół miał za zadanie trafić piłką w słupek bramki. Ci, którym ta sztuka się nie udała, są zobligowani do zaproszenia reszty kolegów na kolację.

We wtorek - także z inicjatywy trenera - miało miejsce spotkanie tzw. rodziny Pogoni w Multikinie. Piłkarze wraz z rodzinami, sztab szkoleniowy, pracownicy klubu, dziennikarze, a także niektórzy "Przyjaciele Pogoni" obejrzeli wybrany przez Michniewicza film motywacyjny. Opiekun Dumy Pomorza zaproponował zgromadzonym "Cud w Lake Placid", który opowiada o złotej drużynie Herbiego Brooksa, która w 1980 roku zdobyła złoty medal olimpijski w hokeju. Szkoleniowiec Pogoni zdradził w kuluarach, że widzi w nim sporo analogii do naszego klubu, ponieważ pozycja wyjściowa także nie była zbyt optymistyczna, a ciężka praca na treningach i dobra atmosfera pomogły zdziałać cuda. Michniewicz chciał przeprowadzić seans jeszcze przed meczem z Lechem, aby dodatkowo zmotywować swój zespół, ale ostatecznie zawodnicy i tak poradzili sobie przy Bułgarskiej.

W nowy sezon Pogoń wchodzi więc z optymizmem i w pozytywnej aurze, jednak aby ją podtrzymać, konieczne są kolejne wygrane. Portowcy w sobotę na własnym obiekcie podejmują Śląsk Wrocław i kibice oczekują kolejnej wygranej, bo to z nich rozliczany jest Czesław Michniewicz.

Copyright © Gazeta.pl sp. z o.o.