Rafał Kot: W Zakopanem rujnują polskie skoki

TZN odpowiedzialnością za odwołanie Letniej Grand Prix obarcza Centralny Ośrodek Sportu. - Nie zrobili nic, by przygotować skocznię. To grabarze zakopiańskich skoków - grzmi Rafał Kot, członek zarządu TZN.

Chcesz więcej? Polub Kraków - Sport.plROZMOWA Z RAFAŁEM KOTEM

członkiem zarządu Tatrzańskiego Związku Narciarskiego

Damian Gołąb: Nie było szans na przeprowadzenie zawodów?

Rafał Kot: Decyzja jest jednoznaczna. Skocznia na dziś nie nadaje się do skakania.

O problemach Wielkiej Krokwi było wiadomo od miesięcy, a zawody odwołano niemal w ostatniej chwili.

- Było wystarczająco dużo czasu, by wykonać prace. Jako TZN do końca liczyliśmy, że COS wykona jakieś ruchy, ale bezskutecznie. Nie możemy nic zrobić, bo kompleks skoczni jest własnością COS-u. My go tylko dzierżawimy na trzy dni zawodów. Nie możemy się jednak skompromitować i dopuścić do sytuacji, w której sprzedamy tysiące biletów, uzgodnimy transmisje telewizyjne, zgłosimy w FIS-ie [Międzynarodowej Federacji Narciarskiej - przyp. red.], że jesteśmy na sto procent gotowi, a konkurs zostanie odwołany.

Dlaczego tak by się miało zakończyć?

- Próbowała tu skakać kadra. Trzeba było przerywać treningi, bo tory przytrzymywały zawodników. To było zagrożenie dla ich zdrowia. Stan skoczni monitorowali trenerzy: Łukasz Kruczek, Maciej Maciusiak i Robert Mateja. To nie jest tak, że to wyszło teraz. Był przygotowany spis prac, które trzeba wykonać, by skocznia nie utraciła certyfikatu. COS nie zrobił nic.

Od ponad czterech lat wyłączona jest Średnia Krokiew. Cały kompleks - bo jeszcze dwie mniejsze skocznie - ulega dewastacji. Teraz na Wielkiej Krokwi też nie da się skakać ani trenować. To unicestwienie zakopiańskich skoków. Nie mam wytłumaczenia dla tej instytucji. Dyrektor COS-u radził, by wyfrezować tory, skoro są nierówne. Przecież to jest tworzywo sztuczne, tam nie ma czego frezować. Frezuje to się w zimie lodowe tory.

Jak to może wpłynąć na wizerunek Zakopanego w FIS?

- Przekaz do FIS jest taki, że skocznia się nie nadaje. To, że zdążyliśmy odwołać zawody dwa tygodnie przed ich rozpoczęciem, to plus. Gdyby na miejsce przyjechały ekipy i nie chciały skakać, kompromitacja byłaby jeszcze większa. Zresztą pewnie skoczni nie odebrałby delegat, który sprawdza obiekt trzy dni przed zawodami.

Co z zimowym Pucharem Świata?

- Do zimy jest jeszcze trochę czasu i można to wszystko zrobić. Chodzi nie tylko o tory. To w zimie nie jest ważne, bo i tak zalejemy je lodem. Problemy są też na buli, nie zgadza się kąt za progiem skoczni. Ale najbliższy PŚ nie jest zagrożony, jeszcze nam go "puszczą". Gorzej z kolejnymi edycjami. Trzeba pokazać FIS-owi, że cokolwiek się robi. Inaczej stracimy zimowy PŚ. A odzyskanie zawodów po takich wpadkach graniczy z cudem. Jeśli FIS przyzna komuś PŚ zamiast Zakopanego - a jest wielu chętnych - to będzie musiał dać gwarancję przeprowadzania zawodów przez dwa-trzy sezony. Czyli Zakopane wypadnie nie na rok, tylko na parę lat.

Copyright © Gazeta.pl sp. z o.o.