COPA AMERICA: Dobra robota panie Suarez, czyli Urugwaj pierwszym finalistą!!!

Prosto z rozgrzanych do czerwoności muraw Argentyny, prosto z oparów potu i rywalizacji tamtejszych szatni, skąpana w blasku klaty chwały Diego Forlana i odurzona do nieprzyzwoitości ilością czekoladowookich brunetów biegających przed jej oczyma nadaje dla Was i tylko dla Was, specjalna wysłanniczka redakcji Ciach na tegoroczne Copa America, Ciachoredaktorka Marina, która kazała zaznaczyć, że wcale nie ma na sobie brzydkich butów. i która chciała być dziewczyną Sergio Romero, ale Argentyna odpadła.
embed

"Heh, daliśmy czasu dziewczęta, prawda?" zdaje się mówić uśmiechający się do nas triumfalnie z powyższego zdjęcia Diego Forlan, a nam nie pozostaje nic innego jak przybić mu porządną highfive, poklepać z uznaniem po klacie i krzyknąć "Dobra robota, Diego". A potem już rzucić się w wir świętujących Urugwajczyków, poprzytulać każdego kto się nawinie, odtańczyć dziki taniec radości i wykąpać się w najbliższej fontannie jak na południowy temperament przystało.

Urugwaj wyeliminował Argentynę w dramatycznym meczu>>

I choć wygraną naszego nieukrywanego faworyta w tym pojedynku i pogromcy Argentyny można było po cichu przewidywać, żadna z nas nie ośmieliła się mówić tego zbyt głośno, by nie daj Boże nie zapeszyć. No dobra, raz powiedziałyśmy, gdy Diego Lugano jeszcze przed rozpoczęciem spotkania pojawił się na murawie w swym pięknym garniturze i biczfejsie numer trzy, krzycząc "To znak! To znak!"

...ale już chwilę później jakaś pesymistyczna część nas powróciła do głosu, a wszystko to za sprawą Fernando Muslery, który jak gdyby nigdy nic wyszedł na murawę w stonowanym, ciemnogranatowym stroju. Jak to? Wszystkie wściekle różowe/seledynowe/żarówiasto-żólte były w praniu?

Ale żeby nie było, nie narzekamy. Wszak ten ciemnogranatowy dres z białymi wstawkami na rękawkach już wkrótce może stać się tym dla Urugwaju, czym niebieski pullowerek był dla Niemców w RPA. S ymbolem nieśmiertelnej chwa ły i magicznym talizmanem w jednym. Zwłaszcza, gdy będzie go nosił Muslerka, jeden z głównych bohaterów półfinału, kandydat do nagrody najlepszego gracza turnieju, ratujący swoich kolegów z każdej, nawet najbardziej beznadziejnej opresji. I znowu fruwał w swojej bramce i wykonywał nadziemne akrobacje z gracją, jakby dzieciństwo spędził w sali baletowej przy drążku, a nie na ubłoconym boisku...

Fernando Muslera i jego talenty taneczne>>

Na nic się zdały niecne zagrywki w wykonaniu Peruwiańczyków....

...mogliby sobie tak do końca świata i o jeden dzień dłużej robić tego "Kadziewicza"...

..i te rączki zakładać na te swoje bioderka...

...bo nasz Muslerka, to nie żadna Ciachoredaktorka, jego nie dekoncentrują tam żadne dwa milimetry kwadratowe męskiego brzucha przyozdobione tatuażem. Prawda, Muslerka?

O czym to mówiłyśmy, zanim znowu zapatrzyłyśmy się w te czekoladowe oczy? Ach, tak, zwycięstwo Urugwaju w ćwierćfinale Copa America. Zwycięstwo, które nie odbyłoby się nawet bez pięciu Musler w bramce , bo kiedy Diego Forlan powziął sobie za punkt honoru marnować każdy strzał z dystansu, a sędzie nie uznawać goli strzelonych przez Pereirę, ktoś musiał wziąć na siebie ciężar pozbycia się zera z tablicy wyników.

Luis Suarez zacisnął więc swoje urocze ząbki, wygładził błękitną koszulkę na torsie i wziął się do roboty. Jedna bramka po przechytrzeniu zdezorientowanego bramkarza? Nie ma sprawy. Druga po zabójczym rajdzie przez połowę boiska z minięciem czterech rywali? Proszę bardzo.

Ale kto tam będzie koncentrował się na sprawach tak mało istotnych jak technika wtoczenia piłki do siatki, gdy tak naprawdę na prawdziwą uwagę i zapieranie tchu w piersiach zasługuje tutaj raczej późniejszy sposób celebrowania gola. Drżyjcie wszystkie kołyski tego świata, odsłaniane zapisane podkoszulki, a nawet tańce z chorągiewką. Oto nadchodzi zupełnie nowy rodzaj cieszynki, dostojny jak rodzina królewska, widowiskowy nawet bez telewizora z funkcją 3D, ale przede wszystkim w swojej spontaniczności wyrażający czystą, pierwotną radość - Urugwajskie Tango. W rolach głównych Luis Suarez i Diego Forlan

embed

Prawda, że to najbardziej epicka cieszynka jaką w życiu przyszło Wam oglądać?

Teraz skoro już wszystkie formalności zostały ustalone, słowo "epickie" napisane, a dzienna dawka Diego Forlana w obrazkach zażyta, możecie spokojnie kontynuować świętowanie.

No, a przynajmniej do niedzieli, kiedy zastąpi je obgryzanie paznokci, tracenie czucia w kciukach, drżenie rąk z trzymaną w nich urugwajską flagą i inne palpitacje serca wieszczące nadchodzący finał rozgrywek. Ach, sorry, nie chciałyśmy psuć zabawy, tak tylko wspomniałyśmy.

embed

Marina

Więcej o:
Copyright © Gazeta.pl sp. z o.o.