Z cyklu: czego to jeszcze na twitterze nie było - Cesc Fabregas szantażuje Jacka Wilshere'a

Ale w nas i tak największe emocje nie tyle wzbudza sam szantaż, a tajemniczy obiekt o który cała sprawa się rozchodzi.

Końskie zaloty z użyciem popularnego serwisu na literkę "t" w wykonaniu Jacka Wilshere to bynajmniej nie pierwszyzna , a raczej firmowa technika, o której niedługo ma szansę wydawać poradniki. Najpierw bezwstydnie wykorzystał separację Fabregasa z Pique, potem w roli ofiary wystąpił Wojtek Szczęsny i jego konto, gdzieś po drodze niewinne zaczepki w kierunku van Persiego, by znów powrócić do punktu wyjścia i dodać na swoim profilu wiekopomne "@cesc4official".

Tak, tak, zaczęło się tak pruderyjnie, z pozoru zupełnie niewinnie, ani trochę nie powiało grozą, czy groźbą. Jack żartował sobie w najlepsze ze swojego kapitana i publikowanych przez niego jakże słitaśnych zdjęć stanu owłosienia głowy Jensa Lehamanna. Hiszpan nie wyrażał aprobaty i uciszał swojego rozbrykanego kolegę ostrymi słowami , że na jego miejscu by się nie udzielał, gdyż on, Fabregas, posiada coś z nim związanego, co jemu, Fabregasowi jest w stanie dostarczyć 10000000 twitterowych fanów. Gdy nagle nie wiadomo skąd, nie wiadomo kiedy, zanim dotarła do nas powaga sytuacji, szantaż wszedł w decydującą fazę, padło słowo "kuszenie", literki na klawiaturze Fabregasa ułożyły się w "Ahmmmm...." , pojawiły się jakieś niejasne aluzje apropo rzeczy będącej w jego posiadaniu i zdanie, które jeszcze bardziej spotęgowało ciarki na naszych plecach... uwaga! .."myślę o tym czasami".

Gdy pomyślałyśmy, że to za dużo jak na naszą nieprzeciętną wrażliwość i jeszcze bardziej rozbudzoną fantazję, Jack potwierdził całą informację i dodał, że ilość jego fanów również by wzrosła, owszem, ale tych płci pięknej!!!! Bo tych płci męskiej by zmalała. Tutaj też jednak nie miałyśmy czasu nawet na krótkie "Ojej" i dłuższe "hmm? hmmm? hmmmmmm?", bo riposta nadeszła równie szybko i wyrządziła w naszym umyśle równie duże szkody - Cesc odpowiedział, że pokazywał to "coś" swojej rodzinie i nie tylko byli przerażeni, ale nazwali Wilshere'a "naturalnym cudem". Co na to Jack? Grzecznie podziękował i zaprzeczył jakoby to "coś" było dla niego zawstydzające. Na tym też całe negocjacje się skończyły, nie wiemy, czy miał w tym udział jakiś płacony przez Wilshere'a haracz za milczenie, czy też jest to tylko tymczasowa cisza przed burzą, jaka zapewne nastąpi po publikacji owego "czegoś".

My wytrącone zaś z równowagi wszystkimi fantazjami, które obecnie na stałe zagościły w naszej głowie, czy też tymi, które obawiamy się, że mogą to zrobić, a w obawie o swoje zdrowie psychiczne wolałybyśmy tego uniknąć,zwracamy się do Was z tym kluczowym pytaniem: Czym to tajemnicze "coś" może być? W jakich okolicznościach doszło do zdobycia tego przez Fabregasa? Dlaczego poczuł się zobowiązany pokazywać to "coś" rodzinie? W jakim kontekście mógł zostać użyty epitet "naturalny cud"? Czy gdybyśmy dostały to w swoje ręce myślałybyśmy o tym równie często co Cesc?

I najważniejsze: jaka w tym wszystkim jest rola kanapy? Bo że jakaś jest, to nie mamy najmniejszej wątpliwości.

marina

Więcej o:
Copyright © Gazeta.pl sp. z o.o.