Tędy przeszła historia, czyli piłkarski weekend w Europie

"Pustynię, step i morza twarz mijamy, depcząc, grzmi karabin, zwycięzców krzyk, helotów marsz i głodny tłum cyrkowych zabaw" czyli innymi słowy i w mowie niewiązanej powiedzcie nam kiedy ostatnio widziałyście takie nagromadzenie śmiertelnych star, gorejących emocji, sędziowskich kontrowersji, morderczych końcówek i ludzkich dramatów? No właśnie.

Zacznijmy od początku, choć powinnyśmy chyba zacząć od jakiejś porządnej inwokacji do Muz, same bowiem nie podołamy chyba zadaniu opiewania chwalebnych czynów i epickich tragedii, zresztą, każdy z meczów, o których zamierzamy mówić zasługuje chyba na swojego osobnego Homera, tudzież chociażby Rafała Steca , nasze palce są zaś ułomne, język kłamie głosowi, a głos myślom kłamie, ale przecież jakoś trzeba zmierzyć się z tym wyzwaniem. Zacznijmy zatem chronologicznie.

Lech - Legia

Polacy nie gęsi, i swoje Gran Derbi mają. O tym, jak bardzo jest ono "gran" można jeszcze dyskutować, ale "derbi" to jest niewątpliwie i budzi emocje po obu stronach Wisły i Warty. I choć w tę sobotę piłkarze nie sprostali może rozbudzonym oczekiwaniom kibiców, a zwycięstwo Lecha było dyskusyjne, to czyż nie rozpaliło kontrowersji podobnych jak spotkanie w Madrycie? Okazało się, że mamy własne niepokazane czerwone kartki (dla Krzysztofa Kotorowskiego po faulu na Manu), własny niedosyt, ale też własne rekordy frekwencyjne - mecz w Poznaniu obejrzało 36 tysięcy ludzi. Przy okazji Ciacha śpieszą z gratulacjami dla Artjomsa Rudnevsa, któremu w środę urodziła się córeczka. Ledwo się urodziła, już zdążyła namieszać.

Legia najgorsza na wiosnę z całej Ekstraklasy! Bakero utrzymał posadę? Przerwana passa Lenczyka

Manchester United odpada z Pucharu Anglii

Nie będzie trzech trofeów. To znaczy może i się uzbierają, ale na pewno nie będzie podwójnej korony. Trudno nam ukryć smutek, tak jak z trudem przychodzi nam ukrywanie naszej odwiecznej (no dobra, może nie odwiecznej, ale na pewno odwczesnobeckhamowej) sympatii dla Czerwonych Diabłów, zwłaszcza, że przegrali oni w dość dramatycznych okolicznościach. Przegrali minimalnie, bo tylko 1:0, ale zanim Yaya Toure dał zwycięstwo błękitnym Berba zmarnował dwie "setki", a w 72. minucie czerwoną kartkę dostał Paul Scholes za brutalny faul na Kolarowie. I choć City wygrało, jak już się rzekło, minimalnie, to jednak zasłużenie, i szkoda, że smak tego zwycięstwa musiał zepsuć po meczu niepokorny Mario Balotelli prowokując najpierw kibiców, a potem piłkarzy United do przepychanek.

A z przyjemniejszych rzeczy - same nei wiemy kiedy trener Mancini niepostrzeżenie stał się młodszym bratem Jose Mourinho w kategorii "nienaganna stylówa" i zrobił się tak szlachetnie przystojny...

W ogóle cały ten weekend upłynął trochę pod znakiem przepychanek, ostrych słów i sędziowskich kontrowersji, jeśli jednak chodzi o kategorię "ostre słowa i  ostre końcówki" to bezsprzecznie pierwsze miejsce w tej kategorii należy się spotkaniu:

Liverpool - Arsenal

Wyglądało to tak, jakby gracze obu druzyn umówili się, żeby skumulować wszystkie emocje w doliczonym czasie gry. Nie byłoby jednak doliczonego czasu gry gdyby wcześniej Jamie Caragher nie zderzył się z kolegą z drużyny i nie stracił przytomności. W rezultacie dogrywki otrzymaliśmy dwa faule, dwa rzuty karne, dwa gole i remis, który nie satysfakcjonuje chyba nikogo, oprócz kibicow Manchesteru United. A już na pewno nie satysfakcjonował Arsena Wengera, który niepogodzony z decyzją sędziego ruszył tuż po końcowym gwizdku w kierunku linni bocznej, po drodze napotkał jednak równego mu furią i świętym szaleństwem Kenny'ego Dagliska, który w żołnierskich słowach perswadował mu, że karny się należał, a w ogóle to " ty też terefere ":

No to teraz przejdziemy może wreszcie do przyjemniejszych rzeczy, do jakich zalicza się niewątpliwie gol Roberta Lewandowskiego w wygranym 3:0 meczu Borussii z Freiburgiem . Żółto - czarni po chwilowym marazmie znów uczynili kolejny krok w stronę mistrzowskiej tarczy, a przy okazji cieszyli się tak pięknie, jak tylko oni potrafią.

AP/Frank Augstein

No i powiedzcie nam, kiedy niejaki Kevin Gorsskreutz wyrósł na takie ciacho?

AFP/GETTY IMAGES/PATRIK STOLLARZ

A gol Roberta wyglądał tak:

Lubimy pisać o Bundeslidze, więc napiszemy sobie jeszcze o meczu Bayernu z Bayerem, a co, kto nam zabroni? Bayern wygrał 5:1, awansował przy okazji na trzecią pozycję w tabeli, było ładnie, było kolorowo, była miłość (patrz także - nasza galeria):

...i klasyczniutki (nie mówcie nam, że nie ma takiego słowa) hat-trick Mario Gomeza:

A Wam, które z weekendowych spotkań podobało się najbardziej? Oczywiście, jakby ktoś nie zauważył, podsumowanie El Clasico znajduje się tutaj .

Więcej o:
Copyright © Gazeta.pl sp. z o.o.