Skontaktuj się z nami
Nasi Partnerzy
Inne serwisy
Skontaktuj się z nami
Nasi Partnerzy
Inne serwisy
Naprawdę nie chciałyśmy być Kapitanem Oczywistym. Ale nawet jeśli wstawałyśmy cały weekend o świcie bez pojękiwań i zupełnie szczerze emocjonowałyśmy się wyścigiem, to jednak inaczej tego tekstu zacząć nie możemy:
Oglądanie pierwszego od lat wyścigu bez Bobby'ego było mimo wszystko dziwne i pozbawione punktu przyczepienia niczym opony z twardej mieszanki tuż po wyjeździe z boksów. Popisy Witka cieszyły, ale nad jego bolidem cały czas unosiła się wirtualna chmurka -0,2s i bolesne rozterki, gdzie w tym bolidzie byłby teraz Kubica. Generalnie wiadomo, że:
Ale wróćmy do wyścigu. To nie był pies sąsiada, to nie były nawet Wasze zęby szczękające na widok godziny na zegarku. To byłyśmy my, odszczekujące wszystkie (choć może się jeszcze z tymi wszystkimi wstrzymajmy) złe słowa pod adresem umiejętności Witalija Pietrowa. Rakieta wzięła nas i cały padok z absolutnego zaskoczenia.
Świetny start, późniejsza spokojna i rozsądna jazda, a w rezultacie pierwsze podium w karierze. Szacunek, naprawdę. I radość, bo przyjemnie się patrzyło na szczęśliwego Witka ściskającego kurczowo swoje trofeum i deklarującego, że będzie z nim spał:
Miło. Tym bardziej, że Król Lew...
Cóż. Brodaty do naszych pupilów może i nie należy, ale źle mu przecież nie życzymy, a już na pewno nie póki reprezentuje barwy Renault. Mamy nadzieję, że Nick szybko upora się z problemami bolidu i demonami okoliczności w jakich w nim się znalazł, bo coś nam mówi, że jego psychika jednak trochę na tym cierpi.
Tymczasem do nieoczekiwanej zamiany miejsc doszło również w Buttmilton GP McLarenie. W wyścigu inauguracyjnym to Lewis Hamilton był tym jeżdżącym spokojnie, rozsądnie, (mimo zepsutej podłogi) rozważnym i romantycznym...
A Jenson...
Szalał na torze i tak się zapomniał w walce z Bejbi Massą, że nie zauważył nawet, że wyprzedził go w nieprzepisowy sposób. McLareny i tak jednak wbrew przedsezonowym spekulacjom prezentują niezłą formę, a nieoczekiwanie słabo radzi sobie Ferrari.
Nie możemy również nie wspomnieć o świetnym występie Sergio Pereza, który popisał się klasycznym Kubicą z 2006 roku, zajmując siódme miejsce po imponującym wyścigu, co zniweczone zostało późniejszą dyskwalifikacją. Wieszczymy podium za dwa wyścigi.
I tak przy blasku zachodzącego słońca zakończyło się GP Australii, zwiastujące ciekawie zapowiadający się sezon. Z tymże, nie narzekałybyśmy gdyby od czasu do czasu ktoś inny zatańczył układ z Gorączki sobotniej nocyna pierwszym stopniu na podium.
Oraz, drogi Webbo:
P.S. Tęskniłyście?