Środa z Ligą Mistrzów

Ledwo przestałyśmy się dziwić po tym, jak Szachtar odprawił Romę, już przyszło nam zapomnieć także o czerwonej kartce van Persiego (i o większościspraw doczesnych) albowiem tak jak po nocy przychodzi dzień, tak po wtorku środa. A wraz z nią nowe mecze i niespodzianki.

Tottenham, bez swojej największej gwiazdy - Garetha Bale'a w wyjściowej jedenastce (Walijczyk wszedł jednak w drugiej połowie meczu), podejmował najbardziej doświadczoną, wyrachowaną i irytującą ekipę wszechczasów, mentalnych spadkobierców Filippo Inzaghiego - AC Milan.

Tak przynajmniej mówi stereotyp, albowiem to co zobaczyłyśmy przekroczyło znacznie wszelkie narosłe wokół angielskiego i włoskiego futbolu mity i legendy. Mianowicie na White Hart Line widzieliśmy powiew świeżości, młodości, siły, witalności i wszystkich innych pierwotnie seksownych rzeczy, tyle że nie Anglicy nam tych doznań dostarczyli. To Milan! Tak, właśnie tak. Koguty za to wyszły na mecz z przekonaniem, że wynik 0:0 jest najwspanialszym na świecie rezultatem i co ciekawe, udało im się zadanie utrzymania tego rezultatu wykonać.

A przecież jeszcze w niedzielę trzy bramki wbili im dzielni, ale o klasę od Milanu słabsi gracze Wolverhampton. Na nic się zdały ataki Milanu, na nic najlepszy mecz od lat rozgrywał staruszek Seedorf, niepotrzebnie Prince Boateng wyprzedzał rywali i przechwytywał każdą piłkę, która pokazywała mu się na radarze. I nawet Marek Jankulovski nie był dużo wolniejszy od Aarona Lennona. Milan był piękny tego dnia, Tottenham mądry. A gdy zabrakło zimnej krwi, na posterunku stał weteran William Gallas wybijający piłkę z linii bramkowej.

W zasadzie tylko jedna legenda nie została tego dnia rozwiana, praktycznie stała się prawem. Zlatan Ibrahimovic jak zwykle zawodzi w Lidze Mistrzów. Przynajmniej tym razem zdaje sobie z tego sprawę.

embed

Podczas gdy w Londynie mediolańczycy udawali Anglików, a Anglicy przemienili się we Włochów, w Gelsenkirchen Niemcy postanowili zostać sobą, a przy okazji wziąć na Hiszpanach srogi odwet za pewien półfinał pewnego turnieju. I nie jesteśmy w stanie opisać jak bardzo cieszy nas, że do owej zemsty poprowadził Schalke nasz ulubiony Hiszpan, jeden z wielkich nieobecnych ostatniego Mundialu. Ironia losu? Mecz ostatecznie zakończył się triumfem Schalke 3:1.

A tak Raul gratulował Mario Gavranovicowi strzelenia jednej z bramek:

AP/Martin Meissner

I niejako w nawiązaniu do dwuznaczności zdjęcia z wczorajszego ciachowego podsumowania, Manuel Neuer i Christoph Metzelder tańczą walca świętują awans do ćwierćfinału.

embed

Obu panom gratulujemy pięknej męskie przyjaźni, wszystkim zawodnikom, trenerom, wagsom i kibicom Tottenhamu i Schalke - awansu.

PS. Garethowi życzymy zdrowia i gratulujemy, że powstają o nim takie animacje.

Więcej o:
Copyright © Agora SA