Takie scenariusze pisze tylko sport. Kiedy w pierwszej serii niedzielnego konkursu po zachwianym lądowaniu Adam Małysz upadł na zeskok i długo się nie podnosił, Wielka Krokiew zamarła. Gdy chwile później opatulony w koce TOPRu opuszczał stadion pozdrawiając kibiców, nadal nie mogłyśmy się uspokoić. Musiało stać się coś poważnego - pomyślałyśmy.
Gdy w minorowych nastrojach oglądałyśmy początki drugiej serii, przyszło uspokojenie od komentatora Eurosportu - do żadnych skręceń ni złamań nie doszło, Adam ma "jedynie" mocni stłuczone kolano, które ucierpiało w starciu z nartą.
- Czuję się dobrze, mam nadzieję, że nie będzie źle również z kolanem. Trochę boli, bo jest stłuczone, ale najważniejsze, że po pierwszym rozpoznaniu przez lekarza nie jest tragicznie - powiedział po konkursie nasz bohater.
Sprawa się wyjaśniła - udział Małysza w mistrzostwach świata nie jest zagrożony. Ufff.
A wcześniej na Wielkiej Krokwi działa się historia. Czyż można było sobie wyobrazić lepsze miejsce i moment na pierwsze zwycięstwo w Pucharze Świata Kamila Stocha? Ogarniacie niesamowitość tej sytuacji? Kamil spełnił swoje marzenia , Łukasz Kruczek się rozpłakał, a nad skocznią rozległ się Mazurek Dąbrowskiego. Na koniec odbyła się konferencja prasowa, na której Kamil udowodnił, że jest nie tylko utalentowanym sportowcem, ale też miłym, bystrym i ułożonym młodzieńcem.
No bo, że przystojnym to chyba nie musimy dodawać?