Ale czy nie mówiłyśmy, że w Zakopanem jest coś magicznego? Czy nie przewidywałyśmy, że coś będzie na rzeczy, że na nic Schlierenzauerowa bułka i Morgensternowe oszczędzanie się? Było pięknie, choć nie obyło się bez nerwów i irytacji: a to wiatr, a to śnieg, a to belka, a to frazesy pompującego balon oczekiwań Włodziwmierza Szaranowicza...
A jednak pierwszy skok Adama zaparł nam dech w piersiach - dosłownie, albowiem, z oczywistych powodów wstrzymałyśmy oddech gdy wyskoczył z progu a potem leciał tak długo, że aż zabrakło nam powietrza w płucach. Różowy entuzjazm został jednak narażony na ciężką próbę podczas drugiej serii - irytująco dobre Freundta i Kofflera - i ta niepewność do ostatniej chwili... I ten okrzyk radości, najpierw Włodzimierza, potem nasz, a potem jeszcze ten wzruszający, pełen niedowierzania wywiad - wybaczcie posługiwanie się terminologią przedszkolną, ale Adam jest opór słodziakiem. I Mazurek Dąbrowskiego na tle powiewających biało - czerwonych flag... To Zakopane. To magia. To usprawiedliwienie dla wszelkich wyświechtanych frazesów i nadmiarowej dawki patosu... Czekamy na jutro i pojutrze...
PS. Czy Wy też właśnie usłyszałyście: "niejeden telewizor jest opluty?" <3 <3 <3