Luis Figo w Warszawie - relacje Ciachoczytelniczek

W piątek 1 października 2010 roku w ramach akcji Trophy Tour, sponsorowanej przez Unicredito, na Plac Konstytucji w Warszawie zawitał Puchar Champions Leauge, a co ważniejsze - razem z Pucharem zawitał Luis Figo. Kiedy my obgryzałyśmy resztki paznokci przed meczem  z Bułgarią, część naszych Czytelniczek zainwestowała czas nieco lepiej i udała się na spotkanie z legendarnym Portugalczykiem i jeszcze bardziej legendarnym Trofeum.      

Oto relacje naszych Czytelniczek - jedna tryskająca szczęściem, satysfakcją i poczuciem spełnienia mimo bolących stóp, druga, pełna rozgoryczenia i rozczarowania. Cieszymy się razem z pierwszą, bolejemy nad drugą...

Oto relacja Oli

W oczekiwaniu na głównych gości oraz samo trofeum licznie zgromadzoną publiczność zabawiał jak zwykle przystojny i nadzwyczajnie, jak na tę porę roku, opalony Mateusz Borek. Po krótkich rozważaniach pt. jak smutno, że tak nieliczni z naszych rodzimych piłkarzy dostąpili zaszczytu wygrania Champions League, na specjalnie przygotowane podwyższenie, cieżki, ważący ponad 7 kg puchar, wniosło dwóch wybitnych piłkarzy Luis Figo (38 l.) oraz Peter Schmeichel (47 l.)

Nie ukrywam, że na ten moment czekałam najbardziej. Luis Figo mimo upływu lat prezentował się znakomicie w idealnie skrojonym, szarym garniturze, a perfekcyjnie ułożonej fryzurze nie straszne były nawet podmuchy zimnego wiatru (w Warszawie było około 10 stopni). Luis cierpliwie wysłuchiwał niekończącego się wywodu Mateusza Borka o swoich zasługach dla światowego futbolu. Następnie z wrodzonym sobie urokiem i skromnością dodał, że ma nadzieję, że obecność u nas pucharu stanie się inspiracją dla polskich drużyn i już wkrótce to któryś z polskich zespołów podniesie w górę to prestiżowe trofeum.

Muszę przyznać, że bardzo pozytywne wrażenie wywarł na mnie również Peter Schmeichel, który pozdrowił stojącego w tłumie tatę. Mateusz Borek wyjawił wtedy sekret, iż ojciec Petera jest Polakiem, a sam bramkarz ma na drugie imię Bolesław, co wywołało liczne uśmiechy na twarzach zgromadzonej publiczności.

Następnie impreza przeniosła się do jednego z namiotów ustawionych na Placu Konstytucji. Stałam w kłębiącym się tłumie i coraz większą nadzieją wysłuchiwałam spikera, który zapewniał, że wybitni piłkarze, znajdą chwilę na rozdanie autografów. Byłam ok. 50 osobą wpuszczoną do namiotu Trophy Tour, ale nie w głowie było mi oglądanie, bądź, co bądź naprawdę interesujących pamiątek z najważniejszych finałów Champions Leauge np. butów Diego Milito czy rękawic Ikera Casillasa, ale od razu ustawiłam się w kolejce po autografy.

Peter stał na tle baneru z logo Manchesteru i sprawnie, ale bez entuzjazmu podpisywał przygotowane zdjęcie. Jednakże to nie jego podpis stanowić miał najcenniejsze trofeum w mojej kolekcji, a dzięki sprytowi i odrobinie szczęścia, udało mi się zając znakomitą, ósmą, lokatę w kolejce do stanowiska Luisa Figo, na którego przyjście musieliśmy jednak chwilę poczekać. Figo nie gwiazdorzył, widać, że sprawiało mu radość, iż tak dużo ludzi wciąż podziwia jego talent i umiejętności. Kiedy nadeszła moja kolej, wiedziałam, że muszę coś zrobić, by choć na chwilę zwrócić na siebie jego uwagę. Zdawałam sobie sprawę, że dla niego będzie to pewnie niezauważalny epizod, ale chciałam to zrobić dla siebie. W momencie, kiedy wręczał podpisane przed chwilą zdjęcie, powiedziałam głośno "dadane" jako okrzyk triumfu. Luis podniósł wtedy wzrok i obdarzył mnie promiennym uśmiechem, a w jego dużych brązowych oczach tańczyły radosne iskierki. Moment ten zapamiętam do końca życia, gdyż jako jego wielka fanka, zjechałam pół Europy, odwiedzając kluby i stadiony, na których grał. Przeciskając się przez tłum zauważyłam, jeszcze jak przybijał "piątkę" z dwoma dzieciakami stojącymi za mną. Nie dość, ze ciacho to do tego normalny, fajny facet! Z takim oto przekonaniem, z obowiązkowym zdjęciem z Pucharem i dwoma, bezcennymi autografami, opuszczałam miasteczko Trophy Tour. Mimo stania w tłoczącej się kolejce, paskudnej pogody i obtartych stóp (w związku z pracą byłam na obcasach), dla tego jednego uśmiechu, było WARTO!

Ola L.

Niestety, zupełnie inny wydźwięk ma historia Madlen, której nie udało się ''dopchać'' do Luisa:

Historia Madlen

Witam moje ulubione ciacho redaktorki ;)

Dziś byłam na ceremonii przywitania pucharu Ligi Mistrzów w Warszawie na placu Konstytucji. Chciałbym podzielić się z wami moimi wrażeniami. Zapowiadało się świetnie, tłum ludzi, wieli ekran z ciachami powtarzanymi w kółko...Oczywiście głównym powodem mojej wyprawy było zobaczenie samego Luisa Figo (mojej pierwszej piłkarskiej miłości :P) Udało mi się go zobaczyć i cyknąć kilka fotek, ale oczekiwałam że będę mogła zdobyć jego autograf i wspólne zdjęcie..Organizatorzy zapowiadali żeby się nie pchać bo każdy będzie miał szansę na spotkanie z gwiazdą..Co okazało się jedną wielką ściemą bo po czekaniu w wielkiej kolejce Luisa ponownie już nie ujrzałam...Pytałam ludzi kiedy będzie rozdawał autografy a tu zyskuję nieoczekiwaną odpowiedź że już rozdawał...To mnie bardzo rozczarowało i wściekło ale cóż nic nie mogłam na to poradzić...Przynajmniej mam fotkę z pucharem, której właściwie jeszcze nie mam będzie gotowa w ciągu 72h (o i jeszcze dodam iż pucharu wbrew pozorom nie można było dotknąć, oprzeć się ani nic :))

Chyba tylko nieliczna grupa mogła liczyć na autograf Figosia lub tylko sektor VIP. Na osłodę zaprezentuję kilka zdjęć które udało mi się zrobić (moim własnym osobistym aparatem :D) Czyż Luis nie wygląda idealnie? Przedstawiam minę myśliciela, minę poważną , słodki uśmiech, artystyczne zdjęcie pucharu ze złotym confetti :D(aa i Figo wcale nie jest podobny do Zygmunta Chajzera jak nie którzy uważają...No może trochę :P) Dołączam także fotkę oryginalnej koszulki Messiego i piłki z meczu AC Milan-Liverpool, którą można znaleźć w miasteczku utworzonym na placu :)

Pozdrawiam, wasza Madlen :)

A my oczywiście dziękujemy naszym wspaniałym Czytelniczkom za relacje - wprawdzie liczyłyśmy na jakieś autografy na dekolcie jesteście cudowne!

Więcej o:
Copyright © Agora SA