RPA - Meksyk 1:1. Powoli się rozkręcamy....

Pierwsze wuwuzelowy harmider za nami, pierwsze sędziowskie kontrowersje i pierwsze końcówkowe emocje Dariusza Sz. w stylu "aajezusmariasłupek!". No i Giovanni dos Santos jest słodki.    

Zaczęło się trochę sennie, albo to my zmęczone środkowoeuropejskim upalem w wielkim mieście tak właśnie odbierałyśmy pierwsze minuty południowoafrykańskiego Mundialu. Wkrótce jednak się rozkręciło - po nie uznanym golu dla Meksyku, oficjalnie inaugurujemy więc kącik sędziowski pod hasłem "panie sędzio, jaka ręka?". Koniec pierwszej połowy przyniósł jednak pewne ożywienie piłkarzy afrykańskich, które natychmiast znalazło dźwiękowe odzwierciedlenie w natężeniu głośności legendarnych już wuwuzeli.

I właśnie przy ogłuszającym ryku najpopularniejszych obecnie instrumentów muzycznych sportu, padła pierwsza - bardzo ładna - bramka tego meczu, zasilająca konto gospodarzy, którzy z tej okazji zaimprowizowali całkiem przyjemny układ synchroniczno - taneczny. Nie dane im było jednak "dowieźć" trzech punktów do końca, i może właśnie dzięki temu nam udało nam się nie zasnąć nad 50. szklanką long island ice tea, bo kiedy nasze głowy chyliły się powolutku w kierunku ziemi, Rafael Marquez uratował punkt Meksykowi. Dosyć emocjonująco zrobiło się wobec tego w końcówce, i powiemy Wam szczerze - trochę nam żal, iż gospodarze jednak nie wygrali swojego pierwszego meczu.

Mundial 2010 uważamy jednak za oficjalnie rozpoczęty, aczkolwiek żaden z piłkarzy nie pofatygował się z tej okazji zdjąć koszulki. Ale jeszcze wszystko przed nami.

W drugim meczu, Francja - Urugwaj, było baaardzo nudno i skończyło się 0:0. Niestety z letargu wyrwały nas jedynie incydentalne strzały Gourcuffa i Forlana oraz faule i przepychanki. W sumie jedyne, co nam się podobało, to te przytulanki:

Więcej o:
Copyright © Gazeta.pl sp. z o.o.