Środa z Ligą Mistrzów: wersja dla fanek Bayernu

Piękna, emocjonująca gra, korzystny wynik, ustalony na minute przed końcem spotkania, parę bawarskich klat i Mario Gomez na pierwszym planie - bo nieznużenie w okolicach jedynego stosunkowo groźnego Diabła, Rooney'a. Czego chcieć więcej?    

Pierwsza, zdobyta w zaledwie drugiej minucie spotkania przez gwiazdora United bramka, wcale monachijczyków nie pogrążyła, a wręcz przeciwnie - dodała skrzydeł, sił i motywacji. Chłopcy cisnęli przez całe spotkanie i było warto - w 77. minucie nareszcie z wolnego, przyznanego po bezczelnej ręce Gary'ego Neville'a i odbitego od pleców manchesterskiego muru, padł pierwszy gol, przypisany Franckowi Ribery'emu.

Najlepsze chwile - z gatunku tych, które kochamy w futbolu najbardziej - miały jednak jeszcze nadejść. W doliczonym czasie gry Ivica Olić zdobył druga, zwycięską bramkę. Po czym zrobił to, co tygrysy i Ciacha lubią najbardziej, czyli zdjął z siebie trykot.

Błogie uśmiechy nie schodziły nam z twarzy przez następne kilka godzin, a przegnała je dopiero myśl o tym, że na meczu choćby przez ułamek sekundy nie dało się uświadczyć widoku bladawej buźki Schweiniego.

Dodatkowo, czywiście, do głębi współczujemy Wayne'owi Rooney nieszczęsnej kontuzji, ale nie ukrywamy, że taki widok:

AP/Christof Stache

oznacza, że na Old Trafford o półfinał Ligi Mistrzów będzie jeszcze łatwiej, niż można się było spodziewać. Koniec końców, ostatecznie pierwszy wynik zakończony w stosunku 2:1 dla Bawarczyków smakuje upojnie niczym niemieckie piwo. I tak jak ono, jest zapowiedzią dalszej szampańskiej zabawy. Pozostaje nam mieć nadzieję, żeby nie skończyło się kacem, ale może po prostu uda nam się podstępem spić przeciwników?

PS. Zagorzałym frankofilom obiecujemy, że konfrontację Żyrondystów z OL postaramy się opisać za tydzień. I tak, przegrana wilczków aż 1:3 smuci nas niesłychanie. Do tego stopnia, że aż cieszy...kartka Lisandro Lopeza. Ale o tym może za tydzień.

Chrup Ciacha też na Facebooku - zostań fanką!

Więcej o:
Copyright © Agora SA