Wtorek z Ligą Mistrzów: łzy klęski mają kolor niebieski

...choć bywa, że i czerwono-biały''. Rzecz o porażkach Chelsea i Sevilli w Champions League.    

A to miał być taki piękny rok dla drużyny należącej do Romana Abramowicza. Słabość Manchesteru i Liverpoolu oraz tradycyjny pech Arsenalu miały zapewnić ''The Blues'' absolutne panowanie na terytorium zwanym Krainą Futbolu. Po raz kolejny okazało się jednak, że piłka - która, naszym zdaniem, jest kobietą - zmienną bywa i mimo początkowych oznak łaskawości, po raz kolejny uciekła spod stóp graczom ze Stamford Bridge.

Choć więc londyńczycy na swój siłowy sposób starali się jak mogli, to z próby pokazania byłemu trenerowi, że na angielskim stadionie nie ma już czego szukać, nie wyszło zupełnie nic. Dla tych pierwszych, oczywiście, bo, jak dobrze wiemy, Jose Mourinho - Chelsea 1:0, a w sumie - 2:0 w meczach. Czy to nam się podoba, czy nie.

Jedynego gola tego spotkania zawdzięczamy Samuelowi Eto'o i nie można nie docenić niezawodności Kameruńczyka, choć wolałybyśmy chyba chwalić kogoś innego, kogoś, w którego żyłach płynie niebieska krew. Za rok?

Nieco mniej różowych emocji wznieciło już starcie CSKA Moskwa - Sevilla, choć taki a nie inny finał tej konfrontacji (2:1 dla rosyjskich przyjezdnych i ich awans do dalszej rundy) przyjęłyśmy z niejakim zaskoczeniem. Bo dla nas Capel, Perotti i Negredo mają jednak przewagę nad moskwiczanami, z jedynym bodajże Markiem Gonzalesem w aparycyjnym natarciu. Cóż jednak poradzić na to, że w futbolu nie zawsze piękno wygrywa.

REUTERS/JAVIER BARBANCHO

REUTERS/MARCELO DEL POZO

Tak czy inaczej, robi się coraz goręcej. Mniej z powodu napięcia, wytworzonego w wyniku seksownego ocierania się o siebie najsmakowitszych ciasteczek, bardziej z racji bliskości wielkiego finału. I wielkiej niewiadomej.

Więcej o:
Copyright © Gazeta.pl sp. z o.o.