"Geniusz sportu, poeta przestrzeni", to kolejne określenia z arsenału pana Zimocha, który podobnie jak Małysz wzniósł się dzisiaj na absolutne wyżyny swoich możliwości, jednocześnie powodując, iż nasze i tak wysokie ciśnienie eksplodowało na wysokość Mount Everestu.
Na Ammana znowu nie było mocnych - ale w końcu Harry Potter musi mieć jakiś kamień filozoficzny przemieniający narty i wiązania w złoto. Schlierenzauer trzeci, a więc zgodnie z obietnicą nie przestajemy go kochać, ale dla nas ten wieczór i tak należał do Adasia. Dwa srebrne medale, klasa, styl i najsłodszy wąsik sportu. Gratulujemy!