Nie tylko Beckham się rozbiera, czyli inne atrakcje piłkarskiego weekendu

A było ich całkiem sporo. Nie tylko Beckham zdjął koszulkę i spodenki, Barcelona znowu kogoś rozstrzelała, Jose Mourinho zwariował (a przynajmniej tak wyglądał), a wszystko to okraszone zostało solidną porcją klat, nóg, brzuszków i innych mięśni wszelkiego rodzaju. Aha, no i goli - podobno ciągle są tacy, którzy uważają, że w futbolu to ważniejsze od klat. Konserwatyści.      

Zacznijmy jednak od najważniejszego, czyli od wyczekiwanego przez nas meczu Juventus - Milan . Było niezwykle pięknie, aczkolwiek nieco jednostronnie - Juventus został pokonany na własnym terenie i chętnie poświęciłybyśmy kilka chwil na niewesołe refleksje nad jego kondycją i opłakiwanie losów Del Piero i Canny, ale nie możemy się skupić...

Boski jak zwykle Becks nie był jednak jedyną atrakcją meczu - nas niebywale ucieszyła pierwsza bramka strzelona przez Sandro Nestę , którego w konfrontacjach wystawiłyśmy do zwycięskiego pojedynku z Cannavaro. My to mammy nosa, następnym razem będziemy przyjmować zakłady.

Emocji dostarczył też drugi klub z Mediolanu , który na San Siro podejmował Sienę - drogie panie, co tam się nie wyprawiało... Jeżeli oszalały komentator nie daje Wam jeszcze pojęcia o obrazie sytuacji - to może przemówią do Was gesty Jose Mourinho....

Podczas gdy we Włoszech emocje sięgają zenitu, a Jose zamienia się w szalonego dyrygenta, w Hiszpanii Real i Barcelona spokojnie robią swoje - czyli wygrywają. Tym razem na celowniku znalazły się słoneczne wyspy hiszpańskie - Teneryfa i Majorka. O ile Real z Mallorcą obszedł się jeszcze dosyć humanitarnie , o tyle Barcelona, jak dobrze wiecie - nie zna litości ani umiaru, i musiała biednemu CD Tenerife wlepić okrągłą piątkę:

Usprawiedliwia ich jedynie to, że tak ładnie wyglądali gdy się cieszyli.

W Anglii większość spotkań została przełożona, co z jednej strony oznacza dla nas mniej pisania w poniedziałek, ale z drugiej - więcej nudzenia się w weekend. Manchester United i Arsenal zgodnie postanowiły podzielić się punktami - oczywiście nie ze sobą nawzajem, a odpowiednio z Birminhgam i z Evertonem . Kiedy piszemy "postanowiły podzielić się punktami", to trochę zaciemniamy obraz sprawy, bowiem Kanonierom dopiero w 90. minucie udało się doprowadzić do remisu. Ach, mistrzowie suspensu z tych londyńczyków...

Poza tym, nie zapomnijcie zajrzeć do naszej galerii, gdzie upchnęłyśmy wszystkie te wspomniane wyżej smakołyki, plus kilka innych, nie wspomnianych,a równie smakowitych. A za tydzień startuje Bundesliga - czy Wy też nie możecie się doczekać? rybka

Więcej o:
Copyright © Gazeta.pl sp. z o.o.