Torres out = Benitez out

  Wzruszające deklaracja szkoleniowca Liverpoolu.      

O tym, że Liverpool ma poważne kłopoty, jeśli chodzi o formę zespołu i sprawę wygrywania spotkań, wiemy już od kilku beznadziejnych w jego wykonaniu kolejek. O tym, że do tego wielkiego już zmartwienia dochodzi kolejne, również bardzo poważne, co nieco też wiedziałyśmy, coś tam kiedyś słyszałyśmy, żale Beniteza coś nam w głowie świtały, lecz z dobrze znanym sobie optymizmem udawałyśmy, rzecz jasna, że sprawy nie ma, naiwnie wierząc, że w ten sposób sprawimy, że zniknie. Dobre sobie. Jak się zapewne domyślacie, tak niestety się nie stało, a jest nawet gorzej - sytuacja w klubie zdaje się pogarszać z dnia na dzień.

Skąd tak mądrze wnioskujemy? Ano z informacji, którą otrzymałyśmy wczorajszego dnia, informacji, która zmroziła nam krew w żyłach, oderwała wzrok od majtek Becksa i bezwstydnie sprawiła, że z naszych nowiutkich tipsów nic a nic już nie zostało. No bo powiedzcie nam szczerze, jak tu spokojnie żyć ze świadomością, że jeśli w najbliższych miesiącach sytuacja w kasie "The Reds" nie ulegnie poprawie, to.....(wdech, wydech, wdech, wydech)....amerykańscy właściciele klubu zdecydują się na sprzedanie Fernando Torresa (ufff, powiedziałyśmy to.) Cóż to za bezwzględne, amerykańskie dranie! Za nic sobie mają, że słodki Nando już dawno obiecał, że to na Anfield Road chce spędzić resztę swojej kariery! Że kocha swój klub miłością wielką i szczerą! Że Ciacha nie potrafią go sobie już wyobrazić w innym trykocie! Boże, czyż to nie straszne?  

Jak się jednak okazuje, nie tylko Ciachom wyraźnie nie spodobał się ten pomysł. Trener Liverpoolu we własnej osobie także postanowił przeciw temu zaprotestować. Rafa Benitez, wzruszając Ciacha do łez, oświadczył to, co prawdziwy szkoleniowiec w takiej sytuacji oświadczyć powinien, a mianowicie, że jeśli tylko do tego dojdzie (a osobiście ma szczerą nadzieję, że nie), sam poda się do dymisji i opuści klub razem ze sprowadzonym przez siebie w 2007 roku Hiszpanem. Czyli: albo on i Torres, albo Liverpool bez trenera i jednego z najlepszych napastników Europy, ale z kilkudziesięcioma milionami więcej na koncie. Dla nas wybór byłyby banalnie prosty, jaką decyzję podejmą właściciele? Dowiemy się już zapewne podczas zimowego okienka transferowego.  

Co by się nie stało, Rafa ma u nas szacun po wsze czasy, wszak same też pewnie postąpiłybyśmy podobnie - za Fernando poszłybyśmy na koniec świata i jeszcze dalej...

Marina

Copyright © Gazeta.pl sp. z o.o.